wtorek, 5 maja 2015

Rozdział 9

Hej wszystkim!
Oh jak dobrze znowu tu byc! tak bardzo tęskniłam, ale problemy ze zdrowiem za bardzo nie pozwalały mi na pisanie. Ale już jestem, cała i zdrowa. Przepraszam, że tak długo czekaliście ale myślę, że było warto. :)
Pamiętajcie, że kocham was xx
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Tydzień w szpitalu szybko minął a to dzięki Michaelowi który cały czas przy mnie siedział. Zanim się obejrzałam wychodziłam już do domu. Znaczy...domu mojego kochanego przyjaciela który tak się o mnie troszczy że nie wypuści mnie samej do własnego mieszkania. Fajnie, co nie?
Szliśmy przez szpitalny korytarz odprowadzani ciekawskimi spojrzeniami. Mike trzymał mnie cały czas za rękę co nie powiem- było miłe.
 Do niczego się nie przyznawałam ale..jakby to powiedziec.
Michael jest bardzo przystojnym facetem, której by sie nie podobał? tak, tak dobrze myślicie. Podoba mi się i to bardzo. Jednak nie wiem jeszcze czy to coś więcej, znam go zaledwie kilka tygodni, prawda?
-Joy księżniczko, zaraz potkniesz się o własne nogi! o czym tak myślisz?- zapytał zaciekawiony otwierając mi drzwi do czarnego samochodu do którego wsiedliśmy
-um, nic co mogłoby cię zainteresowac- wyszczerzyłam rząd moich biały zębów
-niech będzie, domyślam się, że jesteś głodna więc na początek proponuję obiad- puścił mi oczko
-mi pasuje- kiwnęłam głową
Po niecałych 10 minutach auto zatrzymało się pod jakąś restauracją której nazwy nawet nie potrafiłam wymówic. Domyśliłam się, że to jedna z tych droższych więc zaraz po wyjściu z samochodu spojrzałam na Michaela z politowaniem.
-Mogliśmy coś zjeśc w domu! wydasz znowu na mnie kase- zaznaczyłam specjalnie słowo ''znowu''
-Mała, nie zbankrutuje od jednego obiadu- uniosł brwi i pociągnął mnie w strone drzwi
Było pięknie. Po prostu pięknie. Stoły były bardzo ładnie przystrojone, podłoga prawdopodobnie była polerowana z 2 dni, w tle leciała cichuteńka muzyka. Podobało mi się.
Usiedliśmy przy jednym ze stolików i zamówiliśmy coś z menu.  Powoli zaczynałam czuc się niezręcznie w jego towarzystwie, już nie tak swobodnie jak kiedyś. Nie miałam pojęcia czego to jest powodem, ale było to dziwne.
-jak się czujesz?- dotknął niepewnie mojej dłoni
-jest..w porządku- zabrałam szybko dłoń zarumieniona na co spuścił wzrok
Rozmowa nie kleiła nam się za bardzo. Nie kiedy odpowiadaliśmy krótkimi słowami i tyle.
Jak dobrze, że kelner przyniósł już nam nasze zamówienia. Od razu zabrałam się za pałaszowanie posiłku. Mike widząc mnie wybuchł śmiechem po czym stwierdził, że zachowuje sie jakbym nie jadła od tygodnia. Nie to, że coś ale..tak było. Ukrywałam jak się dało, że nic nie jadłam w szpitalu.
Wstyd sie przyznac ale wszystko wyrzucałam. A wiem że jeżeli Michael by sie po tym dowiedział byłby na mnie zły, przecież obiecałam mu.
Po skończonym obiedzie wróciliśmy do Neverlandu. Wdychałam zapach kwiatów którego tak dawno nie czułam.
Postanowiliśmy zrobic sobie dziś dzień zabaw po czym puściliśmy się biegiem w stronę diabelskiego młynu. Następnie na karuzele i tak dalej co popadło.
Dawno się tak dobrze nie czułam. Sama osoba mojego przyjaciela sprawiała, że uśmiechałam się na samą myśl o nim. Ale nie tylko on. To miejsce miało w sobie taką cudowną magię która rozpierała mnie od środka i czułam się jak nowo narodzona.
Kiedy zbliżał się już wieczór, zmęczona uwaliłam się na miękkiej trawie przymykając oczy. Poczułam, że kładzie się obok. Biło od niego ciepło.
-Patrz!- wskazał na niego na którym ukazywały się pierwsze gwiazdy, moje oczy zaświeciły się
-ślicznie- podążałam wzrokiem po niebie
Lezeliśmy tak w ciszy, nie przeszkadzało mi to, to była przyjemna cisza.
Spostrzegłam po chwili, że mi się przygląda przez co na moich policzkach pojawiły się rumieńce.
-Hej? czemu tak patrzysz?- zachichotałam
-jesteś piękna, wiesz..?- szepnął prawie niesłyszalnie
-przestan, błagam- zasłoniłam się moimi długimi włosami
Przysunął się do mnie bliżej, czułam się niezręcznie, bardzo. Bałam się nawet na niego spojrzec, chyba to wyczuł i podniósł mój podbródek aby móc spojrzec mi w oczy
-jesteś piękna- uśmiechnął się lekko zbliżając swoją twarz do mojej, co ja mam zrobic?
Zanim cokolwiek pomyślałam jego usta przyssały się do moich sprawiając, że w moim brzuchu latało stado motyli, oddałam po prostu pocałunek.
Był delikatny i czuły. Pogłębił lekko pocałunek podnosząc się po czym wziął mnie na ręce. Mimowolnie uśmiechnęłam się kiedy przenosił mnie przez próg domu.
Górna częśc naszych ubrań już dawno leżała na podłodze kiedy szliśmy na górę cały czas sie całując.
Nie powinnam, wiem. Ale byłam jak zaczarowana. To w ogóle nie powinno się dziac. Ale już za późno.
Co działo się za drzwiami sypialni..hm..nie powinno was to interesowac.



Rozdział 8

W sali rozpościerał się natarczywy dźwięk aparatury do której byłam najprawdopodobniej podpięta.
Pościel już nie pachniała świeżością i kwiatami a ściany były pomalowany na brudny biały kolor.
''I znowu''-westchnęłam
Szpital. To było do przewidzenia. A już miałam taką nadzieję, że zniknę.
Nigdy nie czułam się tak źle jak teraz. Tym razem było po prostu inaczej...czułam się jak ofiara, ofiara losu tak dokładniej. I do tego ten głupi moment, kiedy jest tak źle że zaczynasz płakać. Nienawidzę płakać ale tak już jest...ból w sercu, łzy w oczach.
-Matko boska, Joy !- usłyszałam po chwili i odwróciłam głowę
W drzwiach stał Michael. Jak ja mam mu teraz spojrzeć w oczy? co ja zrobiłam...
Nawet nie zauważyłam kiedy z pod powiek wydostały mi się gorzkie łzy. Nie mogłam nic z siebie wydusić...nic
-Mike, ja nie zawsze taka byłam- przewróciłam głowę na drugi bok- kiedyś śmiałam się ze wszystkiego, cieszyłam się z głupiego deszczu...a jaka jestem teraz? zakładam sztuczny uśmiech na twarz żeby nikt nie widział jak bardzo cierpię. Nie umiem już cieszyć się życiem...-mówiłam coraz bardziej płacząc
Podszedł do mnie powoli, usiadł na szpitalnym łóżku zaraz obok mnie i głaskał delikatnie po włosach.
-dlaczego nic nie mówiłaś?- zapytał łagodnie
-bo nikt nie pytał- spojrzałam głęboko w jego ciemne oczy- po prostu idę na dno jak ten pieprzony Titanic...
-nie mów tak, proszę
-ale kiedy to prawda- usiadłam i spojrzałam na moje ręce które były bardzo mocno zakręcone w bandaż- najszczersza prawda
-przestań tak mówić. Jesteś wspaniałą osobą, nie mów tak o sobie
-nie kłam Mike...- spojrzałam na niego z litością i pokręciłam głową
-Joy...-trzymał moje dłonie w swoich- mówię prawdę, dlaczego miałbym kłamać?
-nie wiem...-westchnęłam
-jeśli źle się czułaś, albo coś mogłaś ze mną porozmawiać zawsze jeśli chciałaś. Nie wiem co się dzieje.
-codziennie jestem smutna...ale staram się tego nie pokazywać..Po co mają wszyscy wiedzieć?- zapytałam
-pamiętaj..jeśli będziesz miała jakiś problem lub coś możesz mi powiedzieć...od tego są przyjaciele- uśmiechną się lekko
-przyjaciele?
-tak..
-na prawdę chcesz żebym była twoją przyjaciółką?- nie dowierzałam
-Joy...jesteś wyjątkowa, nie widzisz tego?
-jestem zwyczajną dziewczyną...nie widzę w sobie  nic wyjątkowego- przyznałam
-dla mnie jesteś wyjątkowa...''nawet nie wiesz jak''- dodał w myślach Michael

Rozdział 7

''Pojechałem do studia, będę po południu. Jeśli chcesz może zwiedzić cały dom.    Michael''

Tak brzmiała wiadomość zostawiona na szafce w moim pokoju przez Michaela.
Leniwie spojrzałam na zegarek wskazujący 10 rano.
Może by sobie tak zrobić ''dzień lenia''?- pomyślałam
Po godzinnym wylegiwaniu się w moim cieplutkim łóżeczku, znudziło mi się to i postanowiłam wstać, aby coś zjeść ponieważ mój żołądek dawał już znaki że jest głodny.
Ubrałam się w moją ulubioną czarną sukienkę, a ciemne włosy rozpuściłam.
Przyglądając się sobie w lustrze mogłam stwierdzić, że wyglądam nieźle. Tak...to było dobre określenie. Wciąż nie mogłam zapomnieć jak wyglądałam zaledwie rok temu. Grube uda, duży brzuch, suche i zniszczone włosy i oczy bez jakiegokolwiek blasku...ubrana w byle jakie dżinsy i rozciągnięty kaszmirowy sweter w który ledwo się mieściłam. A teraz? szczupła sylwetka, piękne ciemne oczy podkreślone czarną kredką. Włosy lekko podkręcone i lśniące. Wyglądam zupełnie inaczej...


 Wszystkie złe wspomnienia i obrazy przelatywały mi w głowie zupełnie jak urywki jakiegoś filmu. Ciągle nie mogłam się od tego uwolnić.
Szkoła, pośmiewisko wielu ludzi w klasie, ''Patrzcie to ta gruba świnia''- w kółko te głosy krzyczące za tobą.
Wymioty ucieczką od problemów? Starałam się o tym zapomnieć ale nie umiałam. Czułam się źle z tym co wtedy wyprawiałam...W momentach kiedy opychałam się jedzeniem i wymiotowałam, nie byłam sobą, ale kimś innym, kimś zagubionym i samotnym.
Z szuflady wyjęłam moją ukochaną najlepszą przyjaciółkę. Tak. Żyletka. 
To piękne uczucie zanurzyć ostrze w swojej miękkiej skórze, prawda? też tak sądzę.
Weszłam do łazienki umieszczonej w moim pokoju, zamknęłam drzwi i usiadłam pod ścianą.
''Może teraz się uda? no raz, dwa, trzy...Joy jesteś odważna, dasz radę''


                                      ''Nie płakała bo zabrakło jej łez
                                    Nie śmiała się, zgubiła radości sens.
                                    Następnego dnia znaleziono ją w łazience,
                                      w plamie krwi, z żyletką w ręce'' 

Rozdział 6

-Ale Michael ja nie mogę tu zostać...przepraszam ale na prawdę nie mogę- zmieszałam się
-Joy ale dlaczego? to tylko na kilka dni...no proszę- zrobił minę małego pieska
Mike od kilku minut próbował przekonać mnie abym została u niego na jakiś czas. Ale na jakiej podstawie miałam się zgadzać? to zupełnie mi obcy człowiek. Nie wiem o nim nic, nie wiem co się kryje pod tą jego czupryną. Poza tym kim ja jestem żeby u niego mieszkać? do tego jak mu zapłacę za to wszystko? wykluczone.
-Posłuchaj...nie wiem o tobie absolutnie nic...nie znam cię. Nie mogę tu zostać- spojrzałam mu w oczy które teraz były przepełnione smutkiem mieszanym z nadzieją
-Proszę...chociaż na tydzień, co z tego że mnie nie znasz? chyba nie pomyślałaś, że ci coś zrobię?- zapytał
-Wieesz...wielu jest ludzi który udają takich miłych, dobrych, przyjmują do domu...a skąd mam mieć pewność, że mnie którejś nocy nie zamordujesz?- założyłam ręce na piersi a on zachichotał
-Czy ja wyglądam na seryjnego mordercę?- uśmiechnął sie
-No...niby nie...ale...
-Joy przecież nigdy w życiu bym cię nie skrzywdził...ani nie zabił! zostań chociaż na ten tydzień..proszę- padł na kolana i złożył ręce jak do modlitwy
-Michael wstań, nie rób scen- zaśmiałam się
-Zgadasz się?- zapytał uśmiechnięty
-W sumie...nie zaszkodzi mi zostać...ale!
-ale...?
-Ale masz trzymać rączki przy sobie- poczochrałam jego czarne loczki
-jasne jasne. Ej ! popsułaś moją piękną fryzurę- udał oburzenie
-ojej, może jeszcze więcej lakieru ci potrzeba- wystawiłam mu język
-oczywiście- zachichotał uroczo
-jestem głooodna. Umiesz gotować?- zapytałam
-hm...umiem zrobić herbatę- wyszczerzysz swoje białe ząbki
-wow ! masz się czym chwalić.- odpowiedziałam
-a co? jesteś głodna?
-tak jakby
Poszliśmy do ogromnej kuchni, ja zasiadłam na krześle przy stole a Michael zaczął grzebać po szafkach w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. W końcu postanowiliśmy pójść na całość i spróbować zrobić pizze.
-Dawaj Jackson! dasz radę!- krzyczałam kiedy Mike próbował zakręcić ciasto na palcu jak to robią kucharze
-tak! udało s...- zanim skończył ciasto wylądowało na jego głowie
-hahahaha wiedziałam, że tak będzie- nie mogłam się opanować i śmiałam się jak głupia
-jestem ciekaw czy tobie by się udało mądralo!- zachichotał i oczyścił swoją czuprynę
-jasne, że tak ! wątpisz w moje możliwości?-zanim się obejrzałam dostałam mąką prosto w twarz
-pasuje ci- Michael śmiał się do łez
-ha ha ha bardzo śmieszne- oddałam mu
Tak rozpoczęła się wojna którą oczywiście wygrałam. Było bardzo wesoło, nigdy w życiu sie tak wspaniale nie bawiłam. Może jednak to dobry pomysł żeby zostać.





Rozdział 5

Promienie słońca raz po raz muskały moją bladą twarz. Potarłam oczy i jak zawsze z rana nie kontaktowałam.
Uniosłam się do pozycji siedzącej i rozejrzałam się po pokoju. Był bardzo ładny. Ściany pomalowane na kremowy kolor a pościel niesamowicie biała niczym śnieg. Od razu poznałam w jakim miejscu się znajduję. Tylko jak ja się tu znalazłam?
Z ciekawości, wyszłam na duży balkon z widokiem na cały Neverland. Tu jest tak pięknie...w najlepszych snach nie marzyłam żeby się tu kiedyś znaleźć. A jednak jestem tutaj. Wychyliłam się lekko zza barierki, gdy drzwi się otworzyły a stał w nich pan domu. Rozejrzał się po pomieszczeniu, a kiedy jego wzrok mnie wychwycił rzucił się w moją stronę.
-Joy ! co ty robisz?!- w szybkim tempie odciągnął mnie od barierki i mocno przytulił do siebie
-chciałam sprawdzić jaka pogoda...a co myślałeś?- podniosłam zarumienioną twarz
-no...że...a nie ważne- zarumienił się i mnie puścił- przepraszam...
-myślałeś, że skoczę...prawda?- zapytałam obojętnie- nie zaprzeczaj, wiem
-a...jak się czujesz?- zmienił temat
-świetnie- zamrugałam pare razy oczami
- ale tak naprawdę?- zapytał z nadzieją
-tak naprawdę to beznadziejnie- spuściłam wzrok- smutno mi bardzo...tak jest codziennie. Okropnie. Nie wiem co się dzieje, może coś rzeczywiście jest ze mną nie tak? może powinnam umrzeć?
-nawet tak nie mów! mów od raz jeśli coś ci leży na sercu...przy mnie nie musisz udawać szczęśliwej. Możesz się wygadać.- zachęcił mnie- nie powinnaś się ranić...jeszcze całe życie przed tobą
- ale to przerażająco brzmi...- lekko się uśmiechnęłam- zajmuje ci tylko czas. Na pewno masz inne zajęcia niż siedzenie tu nade mną i pocieszanie nie wiadomo po co...to i tak nic nie da.
Michael zbliżył się do mnie i zaczął łaskotać. Najpierw próbowałam zachować powagę, ale potem już nie mogłam wytrzymać ze śmiechu.
- nie smuć się- powiedział Mike patrząc mi w oczy
- nie smucę się...przecież się śmieje...- znów byłam poważna
-widzę że jestes smutna, nawet gdy się śmiejesz i uśmiechasz. Widzę to w twoich oczach...- odgarnął moją ciągle nie układającą się grzywkę z czoła
-Michael?
-tak?
-zrobisz coś dla mnie?- zapytałam z nadzieją wyczuwalną w głosie
-co takiego?
-przytul mnie jeszcze raz...potrzebuję tego właśnie teraz- nie czekając na jego odpowiedź wtuliłam się w niego najmocniej jak umiałam


Rozdział 4

-chcesz wiedzieć wszystko? na pewno?- zapytałam ze wzrokiem skierowanym w podłogę
-jeśli mogłabyś mi powiedzieć...wiem, że prawie się nie znamy ale...- zaczął
-nie...powiem ci wszystko- przerwałam mu a on pokiwał tylko głową
-kiedy się urodziłam, moja matka oddała mnie do domu dziecka...widocznie nie chciała mieć na razie takiego małego brzdąca na głowie. Jak się pewnie domyślasz dorastałam z innymi dziećmi w sierocińcu. Wszędzie te szare ściany, i codziennie to samo. Pewnego dnia, miałam już tego dosyć. Uciekłam kiedy miałam 9 lat. Szwendałam się po ulicach, nie miałam gdzie mieszkać...wtedy pierwszy raz próbowałam popełnić samobójstwo.Dokładnie 20 marca jakaś rodzina znalazła mnie nie przytomną leżącą nad jeziorem...nie mam pojęcia jak się tam znalazłam do dziś. 
Ta rodzina przygarnęła mnie, poznałam tam właśnie moją przyjaciółkę Alison. Byli bardzo mili, wysłali mnie do szkoły i traktowali jak członka rodziny. Wszystko się popsuło kiedy Ali zaginęła. Po roku znaleziono jej ciało...okazało się, że została zamordowana. Był to dla mnie wielki cios...moja jedyna przyjaciółka.
Oczywiście później chodziłam dalej do szkoły, tylko że nie byłam już tą samą osobą. Zaczęłam się ubierać na czarno, zamknęłam się we własnym świecie do którego nikt nie miał dostępu. Byłam przez to wyśmiewana w szkole i w ogóle. Cięłam się coraz częściej, po prostu było mi to potrzebne i nie mogłam już przestać. Było to moją codziennością.
Kiedy moja ''rodzina'' się o tym dowiedziała, wysłali mnie do psychiatryka...czego nigdy, ale to nigdy im nie wybaczę. Zostałam tam do końca a w 15 urodziny uciekłam. No i...tak jestem tutaj.
 -Już znasz moją historię...nie jest taka kolorowa jak może myślałeś że będzie, ale to moje życie. - wytarłam ręką kilka łez które potoczyły się po moim policzku

-przepraszam..nie wiedziałem- powiedział skruszony
-nic się nie stało...przynajmniej mogłam się komuś wygadać- na mojej twarzy pokazał się wymuszony uśmiech-zazwyczaj inni ludzie mnie olewają...ale dlaczego?! czy ze mną na serio jest coś nie tak?!- rozpłakałam się
Michael przytulił mnie mocno do siebie, a ja dalej wylewałam łzy jak szalona.  
-proszę przestań już płakać...wszystko się ułoży, tylko trzeba w to wierzyć- kołysał mnie delikatnie w ramionach  
-nic nie będzie dobrze...już nigdy...przepraszam, że się tak rozryczałam, załzawiłam ci tylko cała koszulę- oderwałam się od niego i spuściłam głowę w dół  
-nic się nie stało i przestań już przepraszać...oj chodź tu do mnie- przyciągnął mnie znów do siebie i przytulił- cieszę się, że mi zaufałaś i to wszystko powiedziałaś
Gdyby tylko wiedział, że nie mówiłam całej prawdy...

Rozdział 3

-Przecież to jeszcze nie wszystko- zachichotał
-jakbym nie wiedziała- powiedziałam ironicznie i powędrowałam wzdłuż ścieżki.
Cały czas szłam z głową w chodniku. Michael nic nie mówił, więc i ja postanowiłam się na razie nie odzywać. Po 5 minutach znudziło mi się ciągłe patrzenie w dół. Podniosłam głowę i moim oczom ukazały się duże brązowe drzwi, które po chwili otworzyły się przede mną.
-myślałam, że dżentelmeni już wyginęli- nadal miałam kamienną twarz
-no to chyba się myliłaś- spojrzał na mnie
Pokiwałam głową i weszłam do środka tego ogromnego domu.
-Może...chcesz cherbaty, kawy...wody?- zapytał nieśmiało Michael  
-jeśli mogę to..wody- wysiliłam się na uśmiech
-tak, jasne- wyszedł z pomieszczenia
Westchnęłam. Nie wiedziałam zupełnie co ze sobą w tej chwili zrobić. Podeszłam do kominka na którym stały przeróżne fotografie. Na jednej był Michael i pewnie jego cała rodzina...wyglądają na tym zdjęciu na szczęśliwych- pomyślałam.
-widzę, że znalazłaś sobie zajęcie- w drzwiach stał Mike oparty o futrynę
-ja...przepraszam...ja tylko...- zaczęłam wytłumaczać tą niezręczną sytuację ale on mi przerwał
-nie masz za co przepraszać, nic się nie stało. Usiądź- wskazał ręką jasną beżową kanapę- usiadłam Zapadła krótka cisza, którą zdecydowałam się przerwać.
-A więc...po co mnie tu zaprosiłeś? zwykle ludzie nie wpuszczają nieznajomych do domu- zapytałam dziwnie
-Chciałbym cię bliżej poznać...jest w tym coś złego?- zmarszczył brwi
-nie...ale...mnie? co we mnie jest takiego, że chcesz mnie bliżej poznać? to nie realne...ty taka gwiazda..i..i...i co? że, że mnie? pff..- prychnęłam
-bez przesady...jestem normalnym człowiekiem- podparł brodę o rękę
-Jestem Joy Milington, mam 23 lata...moje życie jest głupie, do dupy, pełne bólu i cierpienia...ah...mam wymieniać dalej?- zatrzepotałam złośliwie rzęsami
-jesteś trochę wredna...- poskarżył sie Michael
-masz problem...właściwie to nie wiem dlaczego zgodziłam się to przyjść...powinnam już sobie iść...- wstałam  
-ja naprawdę nie wiem co takiego powiedziałem...ale przepraszam jeśli cię czymś uraziłem, proszę...zostań jeszcze..- podniósł swoją czuprynę i spojrzał na mnie tymi czekoladowymi oczami -nie...to ja przepraszam...już taka jestem...złośliwa, wkurzająca...taka się urodziłam- wzruszyłam ramionami  
-a ja myślę, że jesteś zupełnie inna...- stwierdził
-raz jestem taka, raz taka...nic na to nie poradzę. Ludzie mówią, że jestem ''wybuchowa''- zrobiłam cudzysłów w powietrzu  
-co ty tu masz?- wskazał na mój prawy nadgarstek który w szybkim tępie został zakryty białym swetrem.
-a nie, nic. Kot mnie zadrapał, nic takiego...naprawdę- tego co się stało teraz nie spodziewałam się... Michael złapał mnie za okaleczoną rękę i odsłonił liczne rany. Było ich bardzo dużo...zbyt dużo. -dlaczego?- zapytał  
-życie jest za trudne dla kogoś takiego jak ja...- spuściłam wzrok
-wiesz czym ty ryzykujesz?! życiem ! tak cennym dla wszystkich ludzi ! nie możesz tego robić...rujnujesz sobie życie...- w jego oczach bylo widać troskę
 -jak to jest, że znasz mnie zaledwie kilka godzin..a będziesz mi mówił co mam robić?! ten świat schodzi na psy...- złożyłam ręce na piersiach