wtorek, 8 września 2015

''Hi, stranger'' cz.1

Witam was!
Długo mnie tu nie było, naprawdę dlugo ale to przez wakacyjne wyjazdy. Planuje teraz zacząc nowe opowiadanie, były dwie opcje ale wątpię bym poradziła sobie z tą drugą dlatego wybrałam prostszą fabułe. Jeśli przypadnie wam do gustu będę prze szczęśliwa. Zaproaszam do komentowania!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
On znowu tu był. Mężczyzna, ubrany w czarny, długi płaszcz do (prawie) kostek. Tego samego koloru kapelusz, spod którego wypływała burza kruczoczarnych loków.
Nie wiedziałam kim był, nawet chyba nie chciałam wiedziec. Codziennie, o tej samej porze, stał lub wysiadywał przy grobie mojej mamy, udając, że odpala znicz gdzieś obok.
Myślał, że jestem głupia? Wiele razy chciał ze mną porozmawiac.Wiem to. Przyglądałam mu się.
Wyraz twarzy, niby miły a jednak cholernie tajemniczy i przerażający w jednym.
Kolejny raz jestem na cmentarzu i kładę żółtego tulipana z kwiaciarni który wyglądał jakby był dopiero zerwany. Kolejny raz także widzę, zapalony czerwony znicz. Znowu tu był. Bo kto by inny? tata z drugiego końca świata?
Odmówiłam króciutką modlitwę i westchnęłam ciężko siadając na ławce chowając dłonie do kieszeni.
Był grudzień, bardzo zimny grudzień niż do tych czas. Otulona szczelnie w moją puchatą kurtkę wpatrywałam się w ciemną tablicę.

                                               "Bethany Angel ur. 14.06.1938 
                                                        zm. 07.07.1986 r.
                                                         Pokój jej duszy" 

Zerknęłam na mężczyznę i złapałam go na gapieniu się na mnie, po czym szybko odwrócił wzrok. Zmarszczyłam brwi zastanawiając sie w tym momencie, czy przypadkiem nie mam czegoś na twarzy. Odchrząknęłam mając dośc niezręcznej ciszy, której naprawde z całego serca nienawidziłam.
-No i co się gapisz facet?- mruknęłam, a w sumie raczej warknęłam patrząc na niego. Nic nie odpowiedział.- serio? teraz będziesz może udawał, że jesteś głuchy?- prychnęłam krzyżując ręce na klatce piersiowej. Spojrzał na mnie, wow.
-Przepraszam?- mruknął pod nosem niesamowicie łagodnym głosem, że aż poczułam jak nogi mi się uginają.
-To co pan słyszał?- zaczesałam kosmyk włosów za ucho zdenerwowana.- kim pan jest?
-Myślę, że narazie nie powinnaś wiedziec- szepnął kręcąc głową na boki. Otulił się bardziej płaszczem i zasunął. Spojrzał ostatni raz w moim kierunku i po chwili zniknął gdzieś za drzewami.
Kim on do cholery jest?

poniedziałek, 6 lipca 2015

Prolog


Oboje są przekonani, że połączyło ich uczucie nagłe.
Sądzą, że nigdy wcześniej się nie widzieli, nie znali.


A co na to każde ulice, korytarze, schody, na których pewnie mijali się nie raz.
Zapytałabym ich, czy nie pamiętają-
Może kiedyś w drzwiach twarzą w twarz?

Jakieś ciche 'przepraszam' w windzie?
Głos 'pomyłka' w słuchawce?
Lecz oni nic nie pamiętają.

Bawił się nimi zwykły przypadek. Los zbliżał ich i oddalał, zbiegał im drogę
I stłumiając chichot odskakiwał w bok.

Były znaki oraz sygnały.
Może jakiś czas temu, pewien listek przefrunął z ramienia na ramię?

Były klamki oraz dzwonki, na których zazwyczaj dotyk kład się na dotyk.
Walizki obok siebie w poczekalni.

Każdy przecież początek, to ciąg dalszy,
A księga zdarzeń, dalej otwarta w połowie.

wtorek, 26 maja 2015

Rozdział 14- epilog

Hejka!
Niestety muszę was zasmucic. To jest ostatnia częśc tego opowiadania. Wybaczcie, ale to musiało się tak skończyc! Mam nadzieję, że nie będziecie na mnie źli haha. Ale spokojnie, mam wszystko pod kontrolą i niedlugo zaczynam nowe opowiadanie, które będzie całkiem inne, uwierzcie.
Zapraszam do czytania !
--------------------------------------------------

Szelest liści przez wiatr doprowadzał już go do szału. 
Dziwna pustka, która zaczęła pojawiac się w jego zranionej duszy urosła do ogromnych rozmiarów, po czym stale się powiększała. Pożerała jakiekolwiek uczucia które jeszcze w nim pozostały oraz każde dobre wspomnienie. Wszystko zmieniło się w samotnośc i przeszywający ból.
Nie potrafił nawet płakac. Słone łzy już dawno wyschły, osuszając jego zaczerwienione i podkrążone oczy.
Stał tam tylko w zimnie i deszczu, w ciemnym płaszczu i kapeluszu na głowie, przesuwajac wzrokiem wokół siebie. Jego ciało było jak sparaliżowane, bez żadnych emocji. 

Janet co chwile szeptała do niego czułym głosem, że wszystko będzie dobrze. Nie będzie. Każdy pocieszał, nie wiedząc jak tak naprawdę się czuje. Miał ochotę udusic ich gołymi rękami.
Głos pastora, stojącego u stóp grobu, wdarł się gwałtownie do jego uszu.
Jego usta wykrzywiły się w cynicznym uśmiechu, przepełnionym cierpieniem. 

Wiedział, że ma wokół siebie przyjaciół i osoby które go wspierają. Ale miał dośc tych współczujących spojrzeń czy chociażby udawania, że jest normalnie. Wszystko to go irytowało. 
Czuł, że jeśli jeszcze chwile tu zostanie to zaraz wybuchnie. 
Długie godziny spędził nad grobem. Włożył dłonie do kieszeni płaszcza i odwrócił się na pięcie. 
Dopiero, kiedy wyszedł na pustą przestrzeń, oddzielającą grono zebranych od bramy cmentarza, odetchnął głębiej.
Odszedł bez słowa w ciemną uliczkę, zawiedziony, przerażony samotnością i przeszywającym bólem.


Rozdział 13

Hej !
Jeju kochani, przepraszam was ale przez cały czas nie miałam dostępu do komputera a notkę miałam gotową i nie dodałam, co robię dopiero teraz.
Dziękuje za wszystkie komentarze kochani, są naprawdę bardzo miłe :)

Co do opowiadania..nawet sobie chyba nie wyobrażacie jak ja zakończę to opowiadanie. Jestem pewna, że nikt nie pomyśli jak to się zakończy po mojemu hah. Koniec jest bliski i smuty. Tyle mogę zdradzic. No nic..zapraszam do czytania nowej notki !
--------------------------------------------------------------------------------
*Perspektywa Michaela*
 -Michael do cholery weź się w garśc chłopie!- Jake od jakiejś godziny błagał mnie abym wyszedł z pokoju. Ja jednak uparty jak zawsze nawet na to nie reagowałem, bo po co? Wolę zostac tutaj, porozmyślac.- westchnąłem
Dalej jej nie znalazłem, a ja pogrążam się coraz bardziej. Minął ponad miesiąc i nic, zero. Czuję jak powoli się staczam. Co noc nie śpię z nadzieją, że ktoś zadzwoni i powie, że wszystko z nią ok. Ale coraz bardziej w to wątpię. A co jak jej już nie ma na tym świecie? Nie chcę dopuszczac do siebie tej myśli, ale boję się..tak cholernie się o nią boję. Jest twarda- przyznam, ale krucha jak porcelanowa lalka po zderzeniu z podłogą. Nie chcę z nikim rozmawiac, nikt nie jest mi potrzebny, chcę by tylko ona wrócila, cała i zdrowa.
Czy proszę o tak wiele?

*Perspektywa Joy*
-Joy, kochana nic nie zjadłaś- Lucy stała w kuchni ze skrzyżowanymi rękami- jesteś chudziutka jak patyk a do tego nie jesz, przeginasz powoli! Ostatnio tak grzecznie wszystko wsunęłaś, a teraz?
-Co poradzę? nie chcę jeśc, zabierz to- odsunęłam talerz krzywiąc się
-Jesteś dziwna- zmarszczyła brwi- może tobie potrzeba lekarza? hm?
-Ty idź się zbadaj- mruknęłam ironicznie i wstałam- jeszcze coś? Będę się zbierac- odchrząknęłam
-A to niby dokąd? nie ma mowy mała, zostajesz bo jeszcze coś sobie zrobisz- wskazała na krzesło na którym ponownie usiadłam
-Teraz mnie stąd nie wypuścisz, prawda?- wywrociłam oczami patrząc na nią niechętnie
-Wyjęłaś mi to z ust- posłała mi uśmiech i zabrała się na robienie kawy
Pokręciłam głową rozglądając się. Moje życie nie ma sensu, przyznaje. Oszukuję się tak często, że gdyby za to płacili, mogłabym się spokojnie utrzymac.
Ciągle zadaje sobie to samo pytanie, za co? Racja, zrobiłam dużo błędów, ale żeby aż tak za to płacic? Uważam, że to wszystko nie ma znaczenia. Zwyczajnie mam pecha i tyle.
-Pójdę się chyba położyc, Lu- uśmiechnęłam się lekko w jej stronę- trochę źle się czuje, to wszystko
-Och, wporzadku- mruknęła niepewnie- moze zrobic ci herbaty?
-Nie, dziękuję dam radę- wzruszyłam ramionami a po chwili wyszłam z pomieszczenia i udałam się na górę.
Zamknęłam szybko drzwi i zsunęłam się po nich na ziemię. Słone łzy spływały w rządkach po moim policzku. Zrobię to. Teraz tak na poważnie, muszę. Mam dośc.
Zamknęłam się w łazience, od razu przeszukałam wszystkie szafki w poszukiwaniu czegoś ostrego, niestety na marne. Myśli, że chowając wszystko powstrzyma mnie? Zawszę znajdę jakiś sposób, jest taka śmieszna.
Wyjęłam z dolnej szatki apteczkę, wyciągnęłam z niej plastikowe pudełeczko. Odkręciłam kran otwierając. Wysypałam większośc małych tabletek na dłoń, patrzyłam na nie chwile. Teraz? Tak, Joy no dawaj. Nie daj się kolejny raz.
Jedna po drugiej lądowała w mojej buzi, połknęłam częśc popijając wodą. Lecz czując niedosyt wzięłam jeszcze więcej aż pudełeczko zrobiło się całkiem puste.
Zrobiło mi się już całkiem niedobrze i czarno przed oczami.
To koniec, nareszcie. 


 

wtorek, 5 maja 2015

Rozdział 12

*Perspektywa Joy*

Ranek już nie był taki sam jak wcześniej. Padało. I to okropnie. Po otworzeniu oczu  usłyszałam tylko głuchą ciszę. Gdzie podziały się te wszystkie cudowne poranne odgłosy ptaków które tak mi się podobały?
Rozejrzałam się i dopiero przypomniałam sobie co się wydarzyło. Westchnęłam ciężko podnosząc się i siadając na łóżku. Czy dobrze zrobiłam? Miałam chwilową burzę w mojej głowie. Wiedziałam, że zraniłam tym Michaela, a on będzie to przeżywał jak nikt ale tak musiało byc, prawda?
Moje rozmyślanie przerwało ciche skrzypnięcie drzwi, zerknęłam w tamtą stronę.
Zza drzwi wyłoniła się blond włosy dziewczyny. Zaraz..jak ona miała na imię? Ok, nieważne.
-No hej!- Lucy posłała mi radosny uśmiech i usiadła obok mnie na łóżku przeczesując włosy
-Ta, cześc- mruknęłam nie będąc chętna za bardzo do rozmowy
-Wybacz, mam lekkiego kaca ale jestem miła i ty też staraj się taka byc- westchnęła i podeszła do okna zamykając je
-Przepraszam, ja nie mam humoru na takie rozmowy, nawet nie wiem dlaczego tu właściwie jestem- stwierdziłam bawiąc się bransoletką na nadgarstku
-Problemy z chłopakiem? Znam to kochana- zaśmiała się perliście i poklepała mnie po ramieniu- co zrobił tym razem?
-On nic, ja owszem ale nie chce o tym rozmawiac, proszę- spojrzałam na nią błagalnie- zjedzmy coś, jestem głodna jak nigdy
-Dobrze, ale mam nadzieję, że umiesz gotowac- spojrzała na mnie- ja zwykle zamawiam bo nie umiem nic zrobic- podrapała się nerwowo po karku
-Coś się wykombinuje- zachichotałam cicho podnosząc się z łóżka

*Perspektywa Michaela*

To już drugi dzień bez niej. I druga noc samotnie. Nadal jej nie znalazłem, chociaż chciałem ze wszystkich sił. A może to ona nie chce byc znaleziona a ja idiota się jej narzucam? Zakochałem się, przyznaje. Pierwszy raz od tak dawna i nie zamierzam się poddac. Ta dziewczyna, choc mała, dawała mi tyle szczęścia jak nikt.
Moja siostra, Janet miała dziś do mnie przyjechac. Nie miałem chęci na żadne spotkania ale nie chcąc sprawiac jej przykrości zgodziłem się. Cierpliwie czekałem stukając nerwowo w blat stołu. Słysząc dzwonek do drzwi podniosłem się, a następnie leniwym krokiem ruszyłem do drzwi w których po otworzeniu ujrzałem moją siostrzyczkę. Uśmiechnąłem się na jej widok i mocno ją przytuliłem. Nie widziałem jej od dłuższego czasu, muszę szczerze przyznac. Wpuściłem ją do środka.
-Michael, opowiadaj co u ciebie! Tęskniłam!- mruknęła szczerze robiąc smutną minę. Cała Janet.
-Ja też tęskniłem- westchnąłem- u mnie nic ciekawego się nie działo- wzruszyłem ramionami obojętnie- a u ciebie?
-W porządku- mruknęła przyglądając mi się- coś nie tak, prawda? Znowu problemy ze zdrowiem?
-Tym razem nie, ale raczej nie przyszłaś tutaj aby słuchac moich zwierzeń- wywróciłem oczami- napijesz się czegoś?
-Poproszę herbaty- uśmiechnęła się do mnie- chętnie cię posłucham, no to która zawróciła ci tak w głowie? Brook? Lily?- siadła przy stole i uniosła brew
-Joy- powiedziałem cicho i niepewnie- nie znasz
-Masz rację, nie kojarzę- zmarszczyła brwi- kto to?
-Naprawdę chcesz tego słuchac? Jest tego dośc dużo- zalałem herbatę i podałem jej kubek
-Opowiadaj braciszku, czuję że to będzie ciekawe- upiła troszkę napoju z kubka i spojrzała na mnie wyczekująco
Opowiedziałem jej wszystko. Wszystko, również ze szczegółami. Jak ją poznałem, i co stało się potem. Jak za nią tęsknię i jak mi jej brakuje. Była w dośc lekkim szoku po całej opowieści ale wiem, że zrozumiała mnie i domyślała się co mogę czuc. Przytuliła mnie mocno obiecując, że wszystko będzie dobrze. A ja jej uwierzyłem. Nie wiedząc, jak bardzo moze się mylic..


Rozdział 11

*Perspektywa Michaela*
-Jake, ja muszę ją znaleźc! po prostu muszę!- paplałem zdenerwowany już kilka godzin
Kiedy obudziłem się dziś rano, doznałem szoku. Nie było jej, nigdzie. Ani jej ubrań, ani jej.
Czy zrobiłem coś nie tak? najwyraźniej. W tym problem, że nie wiem co.
Jestem zdołowany. Pierwszy raz obdarzyłem, jakąkolwiek dziewczynę, takim wielkim uczuciem.
-Mike, to nie laska dla ciebie. Jak nie ona, będzie inna- mruknął przeglądając gazete
-Ale ja nie chce innej, ok? Chce ją, tą samą która się codziennie rano do mnie pięknie uśmiechała- usiadłem obok niego i zakryłem twarz. Przewrócił tylko oczami na moją wypowiedź.
Taka była prawda. Chciałem ją. Taką śliczną jak zawsze. Z pięknymi oczami w których czaiły się iskierki szczęścia. Z uśmiechem który rozświetlał mój cały dzień. I z tym cudownym ciałem które przyprawiało mnie tamtej nocy o drzeszcze.

*Perspektywa Joy*
  Ulice Nowego Yorku były prawie puste. Była dokładnie 23:00, a ja tułałam się bez najmniejszego sensu po mieście.
Gdzie się teraz podzieje?
Gdzie zamieszkam?
Oczywiście, że tęskniłam za Michaelem. I to cholernie bardzo, cały czas. Czas leczy rany, chyba tak się mówi prawda? A starych ran nie powinno się rozdrapywac.
Jestem prawie pewna, że w tej chwili ludzie bawili się w jakichś ekskluzywnych klubach, pili, cpali, palili i robili te wszystkie durne rzeczy żeby choc na chwile oderwac się od tego nudnego i beznadziejnego życia. Spróbowałabym, czemu nie. Ale nie miałam kasy, pozatym moja kreacja nie była najlepsza. Wyglądałam jak bezdomna przy wszystkich których mijałam.

Głośna muzyka dochodziła do moich uszu przez co zaczęłam iśc w rytm danej piosenki. Nie zwracając na nic uwagi zaczęłam tańczyc na środku chodnika, kto mi zabroni?
Szczerze powiem, szło mi nieźle. To dzięki zajęciom na które chodziłam kiedy byłam mała. Naprawdę kochałam taniec, ale nie wiązałam z tym większej przyszłości.
Moje nogi szalały tak jak całe ciało. Nie zauważając, wpadłam na kogoś który upadł na chodnik z całej siły.
-Prze..przepraszam!- podniosłam się szybko patrząc na poszkodowaną przez moją osobę blondynkę która tylko wybuchła śmiechem
-Nie panikuj młoda- wstała chwiejąc się, była chyba lekko podpita- jest dobrze
-Nie zauważyłam cię- westchnęłam ciężko
-Żyje, nie widac?- zlustrowała mnie wzrokiem- a co taka drobna istotka tu robi?
-Nie wiem, nie mam gdzie sie podziac- wzruszyłam ramionami
-Kochana, to sie wręcz fantastycznie składa! mam wolną chate, cały dom tylko nasz- uśmiechnęła sie
-Ale..ale ja cie nie znam..- powiedziałam nie pewnie
-Wyluzuj, jestem hetero, nie jestem świrnięta, nie mam HIV- uniosła brwi- so?
-Nadal nie wiem kim jestes- odsunęłam się lekko
-Lucy, lat 26, nie pracuje, nie ucze się, nie robię tych wszystkich nudnych rzeczy, wystarczy?- zamrugała swoimi niebieskimi oczami
 Westchnęłam. Nie miałam chyba wyboru, prawda? Ulica a ta pijana blondynka? Wole blondynkę.
Wydaje się normalna, może trochę postrzelona, ale kto by na to patrzył?

Rozdział 10

Promienie słońca przebijały się przez zasłony aby dotrzeć do chociaż jednego zakątku pokoju. Sypialnia nie była teraz w całkowitym porządku. Wszystko było porozwalane na skutek ostatniej nocy której obrazu przelatywały w mojej głowie co sekunde.
Czy dobrze zrobiliśmy? to nie powinno się zdarzyć, nie teraz.
Przyznaje. To była najlepsza noc w moim życiu. Ale gdybyście znali prawdę..no właśnie..gdybyście znali. Za wcześnie aby mówić.
Zostając, wpakuje go w jeszcze większe niebezpieczeństwo niż to w którym jest teraz przez znajomość ze mną. Nie mogę pozwolić aby coś mu się stało. To za wiele.
Uniosłam się do pozycji siedzącej i spojrzałam jeszcze raz na niego.
Był piękny.
Jego loczki opadały na poduszkę w nieładzie, zupełnie jakby były poukładane. Usta delikatnie rozchylone, z których co jakiś czas wydobywało się ciche mruknięcie przez sen. Uśmiechnęłam się na ten widok.
Jego idealnie wyrzeźbiona klatka piersiowa unosiła się delikatnie. Smacznie spał.
Za wiele nie myśląc, wstałam i ubrałam się jak najszybciej mogłam.
W drzwiach spojrzałam na niego i zniknęłam za nimi. Powędrowałam prosto do mojego pokoju.
Sięgnęłam po moją czarną walizkę do której spakowałam swoje rzeczy a następnie przemijając pokój wzrokiem wyszłam nie pozostawiając po sobie ani jednego śladu. Bo mnie tam nie było, prawda?
Wróciłam ostatni raz do sypialni. Podeszłam do niego niepewnym krokiem bojąc się, że najmniejszy ruch go obudzi.
Złożyłam czuły pocałunek na jego ustach próbując się nie rozpłakać.
-A teraz śpij, śpij i zapomnij o tym, o mnie. Co widziałeś, co słyszałeś, co ze mną przeżyłeś i pomyśl, że to sen, że to wcale się nie działo. Tak będzie lepiej..-szepnęłam i pogładziłam jego miękki policzek
Chcąc nie chcąc, opuściłam pokój. Bo przecież musiałam.
Wyszłam z Neverlandu myśląc, że może kiedyś mi wybaczy i zrozumie dlaczego.

*Perspektywa Michaela*
  Obudziłem się. Miejsce obok było puste. Czy to mi się przyśniło? Niemożliwe.
Poduszka była jeszcze ciepła, dlaczego jej tu nie ma?
Spokojnie wziąłem prysznic i ubrałem się. Zbiegłem po schodach w niesamowicie dobrym humorze ale to co ujrzałem spłoszyło mój uśmiech.
Pustka.
Gdzie ona się podziała?
Jak najszybciej pobiegłem do pokoju w którym cały czas mieszkała. Tam też pusto. Nie rozumiem. Nie mogła mnie zostawic. Nie teraz.

*5 godzin poźniej, perspektywa Joy*
-taxi!-  krzyknęłam machając energicznie ręką aby wkońcu ktoś mnie zauważył, uff zatrzymała się.
-Gdzie panienka się wybiera?- zapytał uprzejmie starszy pan kiedy wsiadałam do środka auta
-Jak najdalej stąd- westchnęłam ciężko usadawiając się wygodnie
-Problemy z chłopakiem?- uniosł brwi spojrzawszy na mnie przez górne lusterko
-Można tak powiedziec- przygryzłam nerwowo warge
-Czasem potrzeba czasu- uśmiechnął się lekko
Samochód ruszył. Raczej już tu nie wrócę we własnej osobie. I dobrze. Nie pozna mnie. To będzie tylko brudna przeszłośc.