wtorek, 8 września 2015

''Hi, stranger'' cz.1

Witam was!
Długo mnie tu nie było, naprawdę dlugo ale to przez wakacyjne wyjazdy. Planuje teraz zacząc nowe opowiadanie, były dwie opcje ale wątpię bym poradziła sobie z tą drugą dlatego wybrałam prostszą fabułe. Jeśli przypadnie wam do gustu będę prze szczęśliwa. Zaproaszam do komentowania!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
On znowu tu był. Mężczyzna, ubrany w czarny, długi płaszcz do (prawie) kostek. Tego samego koloru kapelusz, spod którego wypływała burza kruczoczarnych loków.
Nie wiedziałam kim był, nawet chyba nie chciałam wiedziec. Codziennie, o tej samej porze, stał lub wysiadywał przy grobie mojej mamy, udając, że odpala znicz gdzieś obok.
Myślał, że jestem głupia? Wiele razy chciał ze mną porozmawiac.Wiem to. Przyglądałam mu się.
Wyraz twarzy, niby miły a jednak cholernie tajemniczy i przerażający w jednym.
Kolejny raz jestem na cmentarzu i kładę żółtego tulipana z kwiaciarni który wyglądał jakby był dopiero zerwany. Kolejny raz także widzę, zapalony czerwony znicz. Znowu tu był. Bo kto by inny? tata z drugiego końca świata?
Odmówiłam króciutką modlitwę i westchnęłam ciężko siadając na ławce chowając dłonie do kieszeni.
Był grudzień, bardzo zimny grudzień niż do tych czas. Otulona szczelnie w moją puchatą kurtkę wpatrywałam się w ciemną tablicę.

                                               "Bethany Angel ur. 14.06.1938 
                                                        zm. 07.07.1986 r.
                                                         Pokój jej duszy" 

Zerknęłam na mężczyznę i złapałam go na gapieniu się na mnie, po czym szybko odwrócił wzrok. Zmarszczyłam brwi zastanawiając sie w tym momencie, czy przypadkiem nie mam czegoś na twarzy. Odchrząknęłam mając dośc niezręcznej ciszy, której naprawde z całego serca nienawidziłam.
-No i co się gapisz facet?- mruknęłam, a w sumie raczej warknęłam patrząc na niego. Nic nie odpowiedział.- serio? teraz będziesz może udawał, że jesteś głuchy?- prychnęłam krzyżując ręce na klatce piersiowej. Spojrzał na mnie, wow.
-Przepraszam?- mruknął pod nosem niesamowicie łagodnym głosem, że aż poczułam jak nogi mi się uginają.
-To co pan słyszał?- zaczesałam kosmyk włosów za ucho zdenerwowana.- kim pan jest?
-Myślę, że narazie nie powinnaś wiedziec- szepnął kręcąc głową na boki. Otulił się bardziej płaszczem i zasunął. Spojrzał ostatni raz w moim kierunku i po chwili zniknął gdzieś za drzewami.
Kim on do cholery jest?

poniedziałek, 6 lipca 2015

Prolog


Oboje są przekonani, że połączyło ich uczucie nagłe.
Sądzą, że nigdy wcześniej się nie widzieli, nie znali.


A co na to każde ulice, korytarze, schody, na których pewnie mijali się nie raz.
Zapytałabym ich, czy nie pamiętają-
Może kiedyś w drzwiach twarzą w twarz?

Jakieś ciche 'przepraszam' w windzie?
Głos 'pomyłka' w słuchawce?
Lecz oni nic nie pamiętają.

Bawił się nimi zwykły przypadek. Los zbliżał ich i oddalał, zbiegał im drogę
I stłumiając chichot odskakiwał w bok.

Były znaki oraz sygnały.
Może jakiś czas temu, pewien listek przefrunął z ramienia na ramię?

Były klamki oraz dzwonki, na których zazwyczaj dotyk kład się na dotyk.
Walizki obok siebie w poczekalni.

Każdy przecież początek, to ciąg dalszy,
A księga zdarzeń, dalej otwarta w połowie.

wtorek, 26 maja 2015

Rozdział 14- epilog

Hejka!
Niestety muszę was zasmucic. To jest ostatnia częśc tego opowiadania. Wybaczcie, ale to musiało się tak skończyc! Mam nadzieję, że nie będziecie na mnie źli haha. Ale spokojnie, mam wszystko pod kontrolą i niedlugo zaczynam nowe opowiadanie, które będzie całkiem inne, uwierzcie.
Zapraszam do czytania !
--------------------------------------------------

Szelest liści przez wiatr doprowadzał już go do szału. 
Dziwna pustka, która zaczęła pojawiac się w jego zranionej duszy urosła do ogromnych rozmiarów, po czym stale się powiększała. Pożerała jakiekolwiek uczucia które jeszcze w nim pozostały oraz każde dobre wspomnienie. Wszystko zmieniło się w samotnośc i przeszywający ból.
Nie potrafił nawet płakac. Słone łzy już dawno wyschły, osuszając jego zaczerwienione i podkrążone oczy.
Stał tam tylko w zimnie i deszczu, w ciemnym płaszczu i kapeluszu na głowie, przesuwajac wzrokiem wokół siebie. Jego ciało było jak sparaliżowane, bez żadnych emocji. 

Janet co chwile szeptała do niego czułym głosem, że wszystko będzie dobrze. Nie będzie. Każdy pocieszał, nie wiedząc jak tak naprawdę się czuje. Miał ochotę udusic ich gołymi rękami.
Głos pastora, stojącego u stóp grobu, wdarł się gwałtownie do jego uszu.
Jego usta wykrzywiły się w cynicznym uśmiechu, przepełnionym cierpieniem. 

Wiedział, że ma wokół siebie przyjaciół i osoby które go wspierają. Ale miał dośc tych współczujących spojrzeń czy chociażby udawania, że jest normalnie. Wszystko to go irytowało. 
Czuł, że jeśli jeszcze chwile tu zostanie to zaraz wybuchnie. 
Długie godziny spędził nad grobem. Włożył dłonie do kieszeni płaszcza i odwrócił się na pięcie. 
Dopiero, kiedy wyszedł na pustą przestrzeń, oddzielającą grono zebranych od bramy cmentarza, odetchnął głębiej.
Odszedł bez słowa w ciemną uliczkę, zawiedziony, przerażony samotnością i przeszywającym bólem.


Rozdział 13

Hej !
Jeju kochani, przepraszam was ale przez cały czas nie miałam dostępu do komputera a notkę miałam gotową i nie dodałam, co robię dopiero teraz.
Dziękuje za wszystkie komentarze kochani, są naprawdę bardzo miłe :)

Co do opowiadania..nawet sobie chyba nie wyobrażacie jak ja zakończę to opowiadanie. Jestem pewna, że nikt nie pomyśli jak to się zakończy po mojemu hah. Koniec jest bliski i smuty. Tyle mogę zdradzic. No nic..zapraszam do czytania nowej notki !
--------------------------------------------------------------------------------
*Perspektywa Michaela*
 -Michael do cholery weź się w garśc chłopie!- Jake od jakiejś godziny błagał mnie abym wyszedł z pokoju. Ja jednak uparty jak zawsze nawet na to nie reagowałem, bo po co? Wolę zostac tutaj, porozmyślac.- westchnąłem
Dalej jej nie znalazłem, a ja pogrążam się coraz bardziej. Minął ponad miesiąc i nic, zero. Czuję jak powoli się staczam. Co noc nie śpię z nadzieją, że ktoś zadzwoni i powie, że wszystko z nią ok. Ale coraz bardziej w to wątpię. A co jak jej już nie ma na tym świecie? Nie chcę dopuszczac do siebie tej myśli, ale boję się..tak cholernie się o nią boję. Jest twarda- przyznam, ale krucha jak porcelanowa lalka po zderzeniu z podłogą. Nie chcę z nikim rozmawiac, nikt nie jest mi potrzebny, chcę by tylko ona wrócila, cała i zdrowa.
Czy proszę o tak wiele?

*Perspektywa Joy*
-Joy, kochana nic nie zjadłaś- Lucy stała w kuchni ze skrzyżowanymi rękami- jesteś chudziutka jak patyk a do tego nie jesz, przeginasz powoli! Ostatnio tak grzecznie wszystko wsunęłaś, a teraz?
-Co poradzę? nie chcę jeśc, zabierz to- odsunęłam talerz krzywiąc się
-Jesteś dziwna- zmarszczyła brwi- może tobie potrzeba lekarza? hm?
-Ty idź się zbadaj- mruknęłam ironicznie i wstałam- jeszcze coś? Będę się zbierac- odchrząknęłam
-A to niby dokąd? nie ma mowy mała, zostajesz bo jeszcze coś sobie zrobisz- wskazała na krzesło na którym ponownie usiadłam
-Teraz mnie stąd nie wypuścisz, prawda?- wywrociłam oczami patrząc na nią niechętnie
-Wyjęłaś mi to z ust- posłała mi uśmiech i zabrała się na robienie kawy
Pokręciłam głową rozglądając się. Moje życie nie ma sensu, przyznaje. Oszukuję się tak często, że gdyby za to płacili, mogłabym się spokojnie utrzymac.
Ciągle zadaje sobie to samo pytanie, za co? Racja, zrobiłam dużo błędów, ale żeby aż tak za to płacic? Uważam, że to wszystko nie ma znaczenia. Zwyczajnie mam pecha i tyle.
-Pójdę się chyba położyc, Lu- uśmiechnęłam się lekko w jej stronę- trochę źle się czuje, to wszystko
-Och, wporzadku- mruknęła niepewnie- moze zrobic ci herbaty?
-Nie, dziękuję dam radę- wzruszyłam ramionami a po chwili wyszłam z pomieszczenia i udałam się na górę.
Zamknęłam szybko drzwi i zsunęłam się po nich na ziemię. Słone łzy spływały w rządkach po moim policzku. Zrobię to. Teraz tak na poważnie, muszę. Mam dośc.
Zamknęłam się w łazience, od razu przeszukałam wszystkie szafki w poszukiwaniu czegoś ostrego, niestety na marne. Myśli, że chowając wszystko powstrzyma mnie? Zawszę znajdę jakiś sposób, jest taka śmieszna.
Wyjęłam z dolnej szatki apteczkę, wyciągnęłam z niej plastikowe pudełeczko. Odkręciłam kran otwierając. Wysypałam większośc małych tabletek na dłoń, patrzyłam na nie chwile. Teraz? Tak, Joy no dawaj. Nie daj się kolejny raz.
Jedna po drugiej lądowała w mojej buzi, połknęłam częśc popijając wodą. Lecz czując niedosyt wzięłam jeszcze więcej aż pudełeczko zrobiło się całkiem puste.
Zrobiło mi się już całkiem niedobrze i czarno przed oczami.
To koniec, nareszcie. 


 

wtorek, 5 maja 2015

Rozdział 12

*Perspektywa Joy*

Ranek już nie był taki sam jak wcześniej. Padało. I to okropnie. Po otworzeniu oczu  usłyszałam tylko głuchą ciszę. Gdzie podziały się te wszystkie cudowne poranne odgłosy ptaków które tak mi się podobały?
Rozejrzałam się i dopiero przypomniałam sobie co się wydarzyło. Westchnęłam ciężko podnosząc się i siadając na łóżku. Czy dobrze zrobiłam? Miałam chwilową burzę w mojej głowie. Wiedziałam, że zraniłam tym Michaela, a on będzie to przeżywał jak nikt ale tak musiało byc, prawda?
Moje rozmyślanie przerwało ciche skrzypnięcie drzwi, zerknęłam w tamtą stronę.
Zza drzwi wyłoniła się blond włosy dziewczyny. Zaraz..jak ona miała na imię? Ok, nieważne.
-No hej!- Lucy posłała mi radosny uśmiech i usiadła obok mnie na łóżku przeczesując włosy
-Ta, cześc- mruknęłam nie będąc chętna za bardzo do rozmowy
-Wybacz, mam lekkiego kaca ale jestem miła i ty też staraj się taka byc- westchnęła i podeszła do okna zamykając je
-Przepraszam, ja nie mam humoru na takie rozmowy, nawet nie wiem dlaczego tu właściwie jestem- stwierdziłam bawiąc się bransoletką na nadgarstku
-Problemy z chłopakiem? Znam to kochana- zaśmiała się perliście i poklepała mnie po ramieniu- co zrobił tym razem?
-On nic, ja owszem ale nie chce o tym rozmawiac, proszę- spojrzałam na nią błagalnie- zjedzmy coś, jestem głodna jak nigdy
-Dobrze, ale mam nadzieję, że umiesz gotowac- spojrzała na mnie- ja zwykle zamawiam bo nie umiem nic zrobic- podrapała się nerwowo po karku
-Coś się wykombinuje- zachichotałam cicho podnosząc się z łóżka

*Perspektywa Michaela*

To już drugi dzień bez niej. I druga noc samotnie. Nadal jej nie znalazłem, chociaż chciałem ze wszystkich sił. A może to ona nie chce byc znaleziona a ja idiota się jej narzucam? Zakochałem się, przyznaje. Pierwszy raz od tak dawna i nie zamierzam się poddac. Ta dziewczyna, choc mała, dawała mi tyle szczęścia jak nikt.
Moja siostra, Janet miała dziś do mnie przyjechac. Nie miałem chęci na żadne spotkania ale nie chcąc sprawiac jej przykrości zgodziłem się. Cierpliwie czekałem stukając nerwowo w blat stołu. Słysząc dzwonek do drzwi podniosłem się, a następnie leniwym krokiem ruszyłem do drzwi w których po otworzeniu ujrzałem moją siostrzyczkę. Uśmiechnąłem się na jej widok i mocno ją przytuliłem. Nie widziałem jej od dłuższego czasu, muszę szczerze przyznac. Wpuściłem ją do środka.
-Michael, opowiadaj co u ciebie! Tęskniłam!- mruknęła szczerze robiąc smutną minę. Cała Janet.
-Ja też tęskniłem- westchnąłem- u mnie nic ciekawego się nie działo- wzruszyłem ramionami obojętnie- a u ciebie?
-W porządku- mruknęła przyglądając mi się- coś nie tak, prawda? Znowu problemy ze zdrowiem?
-Tym razem nie, ale raczej nie przyszłaś tutaj aby słuchac moich zwierzeń- wywróciłem oczami- napijesz się czegoś?
-Poproszę herbaty- uśmiechnęła się do mnie- chętnie cię posłucham, no to która zawróciła ci tak w głowie? Brook? Lily?- siadła przy stole i uniosła brew
-Joy- powiedziałem cicho i niepewnie- nie znasz
-Masz rację, nie kojarzę- zmarszczyła brwi- kto to?
-Naprawdę chcesz tego słuchac? Jest tego dośc dużo- zalałem herbatę i podałem jej kubek
-Opowiadaj braciszku, czuję że to będzie ciekawe- upiła troszkę napoju z kubka i spojrzała na mnie wyczekująco
Opowiedziałem jej wszystko. Wszystko, również ze szczegółami. Jak ją poznałem, i co stało się potem. Jak za nią tęsknię i jak mi jej brakuje. Była w dośc lekkim szoku po całej opowieści ale wiem, że zrozumiała mnie i domyślała się co mogę czuc. Przytuliła mnie mocno obiecując, że wszystko będzie dobrze. A ja jej uwierzyłem. Nie wiedząc, jak bardzo moze się mylic..


Rozdział 11

*Perspektywa Michaela*
-Jake, ja muszę ją znaleźc! po prostu muszę!- paplałem zdenerwowany już kilka godzin
Kiedy obudziłem się dziś rano, doznałem szoku. Nie było jej, nigdzie. Ani jej ubrań, ani jej.
Czy zrobiłem coś nie tak? najwyraźniej. W tym problem, że nie wiem co.
Jestem zdołowany. Pierwszy raz obdarzyłem, jakąkolwiek dziewczynę, takim wielkim uczuciem.
-Mike, to nie laska dla ciebie. Jak nie ona, będzie inna- mruknął przeglądając gazete
-Ale ja nie chce innej, ok? Chce ją, tą samą która się codziennie rano do mnie pięknie uśmiechała- usiadłem obok niego i zakryłem twarz. Przewrócił tylko oczami na moją wypowiedź.
Taka była prawda. Chciałem ją. Taką śliczną jak zawsze. Z pięknymi oczami w których czaiły się iskierki szczęścia. Z uśmiechem który rozświetlał mój cały dzień. I z tym cudownym ciałem które przyprawiało mnie tamtej nocy o drzeszcze.

*Perspektywa Joy*
  Ulice Nowego Yorku były prawie puste. Była dokładnie 23:00, a ja tułałam się bez najmniejszego sensu po mieście.
Gdzie się teraz podzieje?
Gdzie zamieszkam?
Oczywiście, że tęskniłam za Michaelem. I to cholernie bardzo, cały czas. Czas leczy rany, chyba tak się mówi prawda? A starych ran nie powinno się rozdrapywac.
Jestem prawie pewna, że w tej chwili ludzie bawili się w jakichś ekskluzywnych klubach, pili, cpali, palili i robili te wszystkie durne rzeczy żeby choc na chwile oderwac się od tego nudnego i beznadziejnego życia. Spróbowałabym, czemu nie. Ale nie miałam kasy, pozatym moja kreacja nie była najlepsza. Wyglądałam jak bezdomna przy wszystkich których mijałam.

Głośna muzyka dochodziła do moich uszu przez co zaczęłam iśc w rytm danej piosenki. Nie zwracając na nic uwagi zaczęłam tańczyc na środku chodnika, kto mi zabroni?
Szczerze powiem, szło mi nieźle. To dzięki zajęciom na które chodziłam kiedy byłam mała. Naprawdę kochałam taniec, ale nie wiązałam z tym większej przyszłości.
Moje nogi szalały tak jak całe ciało. Nie zauważając, wpadłam na kogoś który upadł na chodnik z całej siły.
-Prze..przepraszam!- podniosłam się szybko patrząc na poszkodowaną przez moją osobę blondynkę która tylko wybuchła śmiechem
-Nie panikuj młoda- wstała chwiejąc się, była chyba lekko podpita- jest dobrze
-Nie zauważyłam cię- westchnęłam ciężko
-Żyje, nie widac?- zlustrowała mnie wzrokiem- a co taka drobna istotka tu robi?
-Nie wiem, nie mam gdzie sie podziac- wzruszyłam ramionami
-Kochana, to sie wręcz fantastycznie składa! mam wolną chate, cały dom tylko nasz- uśmiechnęła sie
-Ale..ale ja cie nie znam..- powiedziałam nie pewnie
-Wyluzuj, jestem hetero, nie jestem świrnięta, nie mam HIV- uniosła brwi- so?
-Nadal nie wiem kim jestes- odsunęłam się lekko
-Lucy, lat 26, nie pracuje, nie ucze się, nie robię tych wszystkich nudnych rzeczy, wystarczy?- zamrugała swoimi niebieskimi oczami
 Westchnęłam. Nie miałam chyba wyboru, prawda? Ulica a ta pijana blondynka? Wole blondynkę.
Wydaje się normalna, może trochę postrzelona, ale kto by na to patrzył?

Rozdział 10

Promienie słońca przebijały się przez zasłony aby dotrzeć do chociaż jednego zakątku pokoju. Sypialnia nie była teraz w całkowitym porządku. Wszystko było porozwalane na skutek ostatniej nocy której obrazu przelatywały w mojej głowie co sekunde.
Czy dobrze zrobiliśmy? to nie powinno się zdarzyć, nie teraz.
Przyznaje. To była najlepsza noc w moim życiu. Ale gdybyście znali prawdę..no właśnie..gdybyście znali. Za wcześnie aby mówić.
Zostając, wpakuje go w jeszcze większe niebezpieczeństwo niż to w którym jest teraz przez znajomość ze mną. Nie mogę pozwolić aby coś mu się stało. To za wiele.
Uniosłam się do pozycji siedzącej i spojrzałam jeszcze raz na niego.
Był piękny.
Jego loczki opadały na poduszkę w nieładzie, zupełnie jakby były poukładane. Usta delikatnie rozchylone, z których co jakiś czas wydobywało się ciche mruknięcie przez sen. Uśmiechnęłam się na ten widok.
Jego idealnie wyrzeźbiona klatka piersiowa unosiła się delikatnie. Smacznie spał.
Za wiele nie myśląc, wstałam i ubrałam się jak najszybciej mogłam.
W drzwiach spojrzałam na niego i zniknęłam za nimi. Powędrowałam prosto do mojego pokoju.
Sięgnęłam po moją czarną walizkę do której spakowałam swoje rzeczy a następnie przemijając pokój wzrokiem wyszłam nie pozostawiając po sobie ani jednego śladu. Bo mnie tam nie było, prawda?
Wróciłam ostatni raz do sypialni. Podeszłam do niego niepewnym krokiem bojąc się, że najmniejszy ruch go obudzi.
Złożyłam czuły pocałunek na jego ustach próbując się nie rozpłakać.
-A teraz śpij, śpij i zapomnij o tym, o mnie. Co widziałeś, co słyszałeś, co ze mną przeżyłeś i pomyśl, że to sen, że to wcale się nie działo. Tak będzie lepiej..-szepnęłam i pogładziłam jego miękki policzek
Chcąc nie chcąc, opuściłam pokój. Bo przecież musiałam.
Wyszłam z Neverlandu myśląc, że może kiedyś mi wybaczy i zrozumie dlaczego.

*Perspektywa Michaela*
  Obudziłem się. Miejsce obok było puste. Czy to mi się przyśniło? Niemożliwe.
Poduszka była jeszcze ciepła, dlaczego jej tu nie ma?
Spokojnie wziąłem prysznic i ubrałem się. Zbiegłem po schodach w niesamowicie dobrym humorze ale to co ujrzałem spłoszyło mój uśmiech.
Pustka.
Gdzie ona się podziała?
Jak najszybciej pobiegłem do pokoju w którym cały czas mieszkała. Tam też pusto. Nie rozumiem. Nie mogła mnie zostawic. Nie teraz.

*5 godzin poźniej, perspektywa Joy*
-taxi!-  krzyknęłam machając energicznie ręką aby wkońcu ktoś mnie zauważył, uff zatrzymała się.
-Gdzie panienka się wybiera?- zapytał uprzejmie starszy pan kiedy wsiadałam do środka auta
-Jak najdalej stąd- westchnęłam ciężko usadawiając się wygodnie
-Problemy z chłopakiem?- uniosł brwi spojrzawszy na mnie przez górne lusterko
-Można tak powiedziec- przygryzłam nerwowo warge
-Czasem potrzeba czasu- uśmiechnął się lekko
Samochód ruszył. Raczej już tu nie wrócę we własnej osobie. I dobrze. Nie pozna mnie. To będzie tylko brudna przeszłośc.


Rozdział 9

Hej wszystkim!
Oh jak dobrze znowu tu byc! tak bardzo tęskniłam, ale problemy ze zdrowiem za bardzo nie pozwalały mi na pisanie. Ale już jestem, cała i zdrowa. Przepraszam, że tak długo czekaliście ale myślę, że było warto. :)
Pamiętajcie, że kocham was xx
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Tydzień w szpitalu szybko minął a to dzięki Michaelowi który cały czas przy mnie siedział. Zanim się obejrzałam wychodziłam już do domu. Znaczy...domu mojego kochanego przyjaciela który tak się o mnie troszczy że nie wypuści mnie samej do własnego mieszkania. Fajnie, co nie?
Szliśmy przez szpitalny korytarz odprowadzani ciekawskimi spojrzeniami. Mike trzymał mnie cały czas za rękę co nie powiem- było miłe.
 Do niczego się nie przyznawałam ale..jakby to powiedziec.
Michael jest bardzo przystojnym facetem, której by sie nie podobał? tak, tak dobrze myślicie. Podoba mi się i to bardzo. Jednak nie wiem jeszcze czy to coś więcej, znam go zaledwie kilka tygodni, prawda?
-Joy księżniczko, zaraz potkniesz się o własne nogi! o czym tak myślisz?- zapytał zaciekawiony otwierając mi drzwi do czarnego samochodu do którego wsiedliśmy
-um, nic co mogłoby cię zainteresowac- wyszczerzyłam rząd moich biały zębów
-niech będzie, domyślam się, że jesteś głodna więc na początek proponuję obiad- puścił mi oczko
-mi pasuje- kiwnęłam głową
Po niecałych 10 minutach auto zatrzymało się pod jakąś restauracją której nazwy nawet nie potrafiłam wymówic. Domyśliłam się, że to jedna z tych droższych więc zaraz po wyjściu z samochodu spojrzałam na Michaela z politowaniem.
-Mogliśmy coś zjeśc w domu! wydasz znowu na mnie kase- zaznaczyłam specjalnie słowo ''znowu''
-Mała, nie zbankrutuje od jednego obiadu- uniosł brwi i pociągnął mnie w strone drzwi
Było pięknie. Po prostu pięknie. Stoły były bardzo ładnie przystrojone, podłoga prawdopodobnie była polerowana z 2 dni, w tle leciała cichuteńka muzyka. Podobało mi się.
Usiedliśmy przy jednym ze stolików i zamówiliśmy coś z menu.  Powoli zaczynałam czuc się niezręcznie w jego towarzystwie, już nie tak swobodnie jak kiedyś. Nie miałam pojęcia czego to jest powodem, ale było to dziwne.
-jak się czujesz?- dotknął niepewnie mojej dłoni
-jest..w porządku- zabrałam szybko dłoń zarumieniona na co spuścił wzrok
Rozmowa nie kleiła nam się za bardzo. Nie kiedy odpowiadaliśmy krótkimi słowami i tyle.
Jak dobrze, że kelner przyniósł już nam nasze zamówienia. Od razu zabrałam się za pałaszowanie posiłku. Mike widząc mnie wybuchł śmiechem po czym stwierdził, że zachowuje sie jakbym nie jadła od tygodnia. Nie to, że coś ale..tak było. Ukrywałam jak się dało, że nic nie jadłam w szpitalu.
Wstyd sie przyznac ale wszystko wyrzucałam. A wiem że jeżeli Michael by sie po tym dowiedział byłby na mnie zły, przecież obiecałam mu.
Po skończonym obiedzie wróciliśmy do Neverlandu. Wdychałam zapach kwiatów którego tak dawno nie czułam.
Postanowiliśmy zrobic sobie dziś dzień zabaw po czym puściliśmy się biegiem w stronę diabelskiego młynu. Następnie na karuzele i tak dalej co popadło.
Dawno się tak dobrze nie czułam. Sama osoba mojego przyjaciela sprawiała, że uśmiechałam się na samą myśl o nim. Ale nie tylko on. To miejsce miało w sobie taką cudowną magię która rozpierała mnie od środka i czułam się jak nowo narodzona.
Kiedy zbliżał się już wieczór, zmęczona uwaliłam się na miękkiej trawie przymykając oczy. Poczułam, że kładzie się obok. Biło od niego ciepło.
-Patrz!- wskazał na niego na którym ukazywały się pierwsze gwiazdy, moje oczy zaświeciły się
-ślicznie- podążałam wzrokiem po niebie
Lezeliśmy tak w ciszy, nie przeszkadzało mi to, to była przyjemna cisza.
Spostrzegłam po chwili, że mi się przygląda przez co na moich policzkach pojawiły się rumieńce.
-Hej? czemu tak patrzysz?- zachichotałam
-jesteś piękna, wiesz..?- szepnął prawie niesłyszalnie
-przestan, błagam- zasłoniłam się moimi długimi włosami
Przysunął się do mnie bliżej, czułam się niezręcznie, bardzo. Bałam się nawet na niego spojrzec, chyba to wyczuł i podniósł mój podbródek aby móc spojrzec mi w oczy
-jesteś piękna- uśmiechnął się lekko zbliżając swoją twarz do mojej, co ja mam zrobic?
Zanim cokolwiek pomyślałam jego usta przyssały się do moich sprawiając, że w moim brzuchu latało stado motyli, oddałam po prostu pocałunek.
Był delikatny i czuły. Pogłębił lekko pocałunek podnosząc się po czym wziął mnie na ręce. Mimowolnie uśmiechnęłam się kiedy przenosił mnie przez próg domu.
Górna częśc naszych ubrań już dawno leżała na podłodze kiedy szliśmy na górę cały czas sie całując.
Nie powinnam, wiem. Ale byłam jak zaczarowana. To w ogóle nie powinno się dziac. Ale już za późno.
Co działo się za drzwiami sypialni..hm..nie powinno was to interesowac.



Rozdział 8

W sali rozpościerał się natarczywy dźwięk aparatury do której byłam najprawdopodobniej podpięta.
Pościel już nie pachniała świeżością i kwiatami a ściany były pomalowany na brudny biały kolor.
''I znowu''-westchnęłam
Szpital. To było do przewidzenia. A już miałam taką nadzieję, że zniknę.
Nigdy nie czułam się tak źle jak teraz. Tym razem było po prostu inaczej...czułam się jak ofiara, ofiara losu tak dokładniej. I do tego ten głupi moment, kiedy jest tak źle że zaczynasz płakać. Nienawidzę płakać ale tak już jest...ból w sercu, łzy w oczach.
-Matko boska, Joy !- usłyszałam po chwili i odwróciłam głowę
W drzwiach stał Michael. Jak ja mam mu teraz spojrzeć w oczy? co ja zrobiłam...
Nawet nie zauważyłam kiedy z pod powiek wydostały mi się gorzkie łzy. Nie mogłam nic z siebie wydusić...nic
-Mike, ja nie zawsze taka byłam- przewróciłam głowę na drugi bok- kiedyś śmiałam się ze wszystkiego, cieszyłam się z głupiego deszczu...a jaka jestem teraz? zakładam sztuczny uśmiech na twarz żeby nikt nie widział jak bardzo cierpię. Nie umiem już cieszyć się życiem...-mówiłam coraz bardziej płacząc
Podszedł do mnie powoli, usiadł na szpitalnym łóżku zaraz obok mnie i głaskał delikatnie po włosach.
-dlaczego nic nie mówiłaś?- zapytał łagodnie
-bo nikt nie pytał- spojrzałam głęboko w jego ciemne oczy- po prostu idę na dno jak ten pieprzony Titanic...
-nie mów tak, proszę
-ale kiedy to prawda- usiadłam i spojrzałam na moje ręce które były bardzo mocno zakręcone w bandaż- najszczersza prawda
-przestań tak mówić. Jesteś wspaniałą osobą, nie mów tak o sobie
-nie kłam Mike...- spojrzałam na niego z litością i pokręciłam głową
-Joy...-trzymał moje dłonie w swoich- mówię prawdę, dlaczego miałbym kłamać?
-nie wiem...-westchnęłam
-jeśli źle się czułaś, albo coś mogłaś ze mną porozmawiać zawsze jeśli chciałaś. Nie wiem co się dzieje.
-codziennie jestem smutna...ale staram się tego nie pokazywać..Po co mają wszyscy wiedzieć?- zapytałam
-pamiętaj..jeśli będziesz miała jakiś problem lub coś możesz mi powiedzieć...od tego są przyjaciele- uśmiechną się lekko
-przyjaciele?
-tak..
-na prawdę chcesz żebym była twoją przyjaciółką?- nie dowierzałam
-Joy...jesteś wyjątkowa, nie widzisz tego?
-jestem zwyczajną dziewczyną...nie widzę w sobie  nic wyjątkowego- przyznałam
-dla mnie jesteś wyjątkowa...''nawet nie wiesz jak''- dodał w myślach Michael

Rozdział 7

''Pojechałem do studia, będę po południu. Jeśli chcesz może zwiedzić cały dom.    Michael''

Tak brzmiała wiadomość zostawiona na szafce w moim pokoju przez Michaela.
Leniwie spojrzałam na zegarek wskazujący 10 rano.
Może by sobie tak zrobić ''dzień lenia''?- pomyślałam
Po godzinnym wylegiwaniu się w moim cieplutkim łóżeczku, znudziło mi się to i postanowiłam wstać, aby coś zjeść ponieważ mój żołądek dawał już znaki że jest głodny.
Ubrałam się w moją ulubioną czarną sukienkę, a ciemne włosy rozpuściłam.
Przyglądając się sobie w lustrze mogłam stwierdzić, że wyglądam nieźle. Tak...to było dobre określenie. Wciąż nie mogłam zapomnieć jak wyglądałam zaledwie rok temu. Grube uda, duży brzuch, suche i zniszczone włosy i oczy bez jakiegokolwiek blasku...ubrana w byle jakie dżinsy i rozciągnięty kaszmirowy sweter w który ledwo się mieściłam. A teraz? szczupła sylwetka, piękne ciemne oczy podkreślone czarną kredką. Włosy lekko podkręcone i lśniące. Wyglądam zupełnie inaczej...


 Wszystkie złe wspomnienia i obrazy przelatywały mi w głowie zupełnie jak urywki jakiegoś filmu. Ciągle nie mogłam się od tego uwolnić.
Szkoła, pośmiewisko wielu ludzi w klasie, ''Patrzcie to ta gruba świnia''- w kółko te głosy krzyczące za tobą.
Wymioty ucieczką od problemów? Starałam się o tym zapomnieć ale nie umiałam. Czułam się źle z tym co wtedy wyprawiałam...W momentach kiedy opychałam się jedzeniem i wymiotowałam, nie byłam sobą, ale kimś innym, kimś zagubionym i samotnym.
Z szuflady wyjęłam moją ukochaną najlepszą przyjaciółkę. Tak. Żyletka. 
To piękne uczucie zanurzyć ostrze w swojej miękkiej skórze, prawda? też tak sądzę.
Weszłam do łazienki umieszczonej w moim pokoju, zamknęłam drzwi i usiadłam pod ścianą.
''Może teraz się uda? no raz, dwa, trzy...Joy jesteś odważna, dasz radę''


                                      ''Nie płakała bo zabrakło jej łez
                                    Nie śmiała się, zgubiła radości sens.
                                    Następnego dnia znaleziono ją w łazience,
                                      w plamie krwi, z żyletką w ręce'' 

Rozdział 6

-Ale Michael ja nie mogę tu zostać...przepraszam ale na prawdę nie mogę- zmieszałam się
-Joy ale dlaczego? to tylko na kilka dni...no proszę- zrobił minę małego pieska
Mike od kilku minut próbował przekonać mnie abym została u niego na jakiś czas. Ale na jakiej podstawie miałam się zgadzać? to zupełnie mi obcy człowiek. Nie wiem o nim nic, nie wiem co się kryje pod tą jego czupryną. Poza tym kim ja jestem żeby u niego mieszkać? do tego jak mu zapłacę za to wszystko? wykluczone.
-Posłuchaj...nie wiem o tobie absolutnie nic...nie znam cię. Nie mogę tu zostać- spojrzałam mu w oczy które teraz były przepełnione smutkiem mieszanym z nadzieją
-Proszę...chociaż na tydzień, co z tego że mnie nie znasz? chyba nie pomyślałaś, że ci coś zrobię?- zapytał
-Wieesz...wielu jest ludzi który udają takich miłych, dobrych, przyjmują do domu...a skąd mam mieć pewność, że mnie którejś nocy nie zamordujesz?- założyłam ręce na piersi a on zachichotał
-Czy ja wyglądam na seryjnego mordercę?- uśmiechnął sie
-No...niby nie...ale...
-Joy przecież nigdy w życiu bym cię nie skrzywdził...ani nie zabił! zostań chociaż na ten tydzień..proszę- padł na kolana i złożył ręce jak do modlitwy
-Michael wstań, nie rób scen- zaśmiałam się
-Zgadasz się?- zapytał uśmiechnięty
-W sumie...nie zaszkodzi mi zostać...ale!
-ale...?
-Ale masz trzymać rączki przy sobie- poczochrałam jego czarne loczki
-jasne jasne. Ej ! popsułaś moją piękną fryzurę- udał oburzenie
-ojej, może jeszcze więcej lakieru ci potrzeba- wystawiłam mu język
-oczywiście- zachichotał uroczo
-jestem głooodna. Umiesz gotować?- zapytałam
-hm...umiem zrobić herbatę- wyszczerzysz swoje białe ząbki
-wow ! masz się czym chwalić.- odpowiedziałam
-a co? jesteś głodna?
-tak jakby
Poszliśmy do ogromnej kuchni, ja zasiadłam na krześle przy stole a Michael zaczął grzebać po szafkach w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. W końcu postanowiliśmy pójść na całość i spróbować zrobić pizze.
-Dawaj Jackson! dasz radę!- krzyczałam kiedy Mike próbował zakręcić ciasto na palcu jak to robią kucharze
-tak! udało s...- zanim skończył ciasto wylądowało na jego głowie
-hahahaha wiedziałam, że tak będzie- nie mogłam się opanować i śmiałam się jak głupia
-jestem ciekaw czy tobie by się udało mądralo!- zachichotał i oczyścił swoją czuprynę
-jasne, że tak ! wątpisz w moje możliwości?-zanim się obejrzałam dostałam mąką prosto w twarz
-pasuje ci- Michael śmiał się do łez
-ha ha ha bardzo śmieszne- oddałam mu
Tak rozpoczęła się wojna którą oczywiście wygrałam. Było bardzo wesoło, nigdy w życiu sie tak wspaniale nie bawiłam. Może jednak to dobry pomysł żeby zostać.





Rozdział 5

Promienie słońca raz po raz muskały moją bladą twarz. Potarłam oczy i jak zawsze z rana nie kontaktowałam.
Uniosłam się do pozycji siedzącej i rozejrzałam się po pokoju. Był bardzo ładny. Ściany pomalowane na kremowy kolor a pościel niesamowicie biała niczym śnieg. Od razu poznałam w jakim miejscu się znajduję. Tylko jak ja się tu znalazłam?
Z ciekawości, wyszłam na duży balkon z widokiem na cały Neverland. Tu jest tak pięknie...w najlepszych snach nie marzyłam żeby się tu kiedyś znaleźć. A jednak jestem tutaj. Wychyliłam się lekko zza barierki, gdy drzwi się otworzyły a stał w nich pan domu. Rozejrzał się po pomieszczeniu, a kiedy jego wzrok mnie wychwycił rzucił się w moją stronę.
-Joy ! co ty robisz?!- w szybkim tempie odciągnął mnie od barierki i mocno przytulił do siebie
-chciałam sprawdzić jaka pogoda...a co myślałeś?- podniosłam zarumienioną twarz
-no...że...a nie ważne- zarumienił się i mnie puścił- przepraszam...
-myślałeś, że skoczę...prawda?- zapytałam obojętnie- nie zaprzeczaj, wiem
-a...jak się czujesz?- zmienił temat
-świetnie- zamrugałam pare razy oczami
- ale tak naprawdę?- zapytał z nadzieją
-tak naprawdę to beznadziejnie- spuściłam wzrok- smutno mi bardzo...tak jest codziennie. Okropnie. Nie wiem co się dzieje, może coś rzeczywiście jest ze mną nie tak? może powinnam umrzeć?
-nawet tak nie mów! mów od raz jeśli coś ci leży na sercu...przy mnie nie musisz udawać szczęśliwej. Możesz się wygadać.- zachęcił mnie- nie powinnaś się ranić...jeszcze całe życie przed tobą
- ale to przerażająco brzmi...- lekko się uśmiechnęłam- zajmuje ci tylko czas. Na pewno masz inne zajęcia niż siedzenie tu nade mną i pocieszanie nie wiadomo po co...to i tak nic nie da.
Michael zbliżył się do mnie i zaczął łaskotać. Najpierw próbowałam zachować powagę, ale potem już nie mogłam wytrzymać ze śmiechu.
- nie smuć się- powiedział Mike patrząc mi w oczy
- nie smucę się...przecież się śmieje...- znów byłam poważna
-widzę że jestes smutna, nawet gdy się śmiejesz i uśmiechasz. Widzę to w twoich oczach...- odgarnął moją ciągle nie układającą się grzywkę z czoła
-Michael?
-tak?
-zrobisz coś dla mnie?- zapytałam z nadzieją wyczuwalną w głosie
-co takiego?
-przytul mnie jeszcze raz...potrzebuję tego właśnie teraz- nie czekając na jego odpowiedź wtuliłam się w niego najmocniej jak umiałam


Rozdział 4

-chcesz wiedzieć wszystko? na pewno?- zapytałam ze wzrokiem skierowanym w podłogę
-jeśli mogłabyś mi powiedzieć...wiem, że prawie się nie znamy ale...- zaczął
-nie...powiem ci wszystko- przerwałam mu a on pokiwał tylko głową
-kiedy się urodziłam, moja matka oddała mnie do domu dziecka...widocznie nie chciała mieć na razie takiego małego brzdąca na głowie. Jak się pewnie domyślasz dorastałam z innymi dziećmi w sierocińcu. Wszędzie te szare ściany, i codziennie to samo. Pewnego dnia, miałam już tego dosyć. Uciekłam kiedy miałam 9 lat. Szwendałam się po ulicach, nie miałam gdzie mieszkać...wtedy pierwszy raz próbowałam popełnić samobójstwo.Dokładnie 20 marca jakaś rodzina znalazła mnie nie przytomną leżącą nad jeziorem...nie mam pojęcia jak się tam znalazłam do dziś. 
Ta rodzina przygarnęła mnie, poznałam tam właśnie moją przyjaciółkę Alison. Byli bardzo mili, wysłali mnie do szkoły i traktowali jak członka rodziny. Wszystko się popsuło kiedy Ali zaginęła. Po roku znaleziono jej ciało...okazało się, że została zamordowana. Był to dla mnie wielki cios...moja jedyna przyjaciółka.
Oczywiście później chodziłam dalej do szkoły, tylko że nie byłam już tą samą osobą. Zaczęłam się ubierać na czarno, zamknęłam się we własnym świecie do którego nikt nie miał dostępu. Byłam przez to wyśmiewana w szkole i w ogóle. Cięłam się coraz częściej, po prostu było mi to potrzebne i nie mogłam już przestać. Było to moją codziennością.
Kiedy moja ''rodzina'' się o tym dowiedziała, wysłali mnie do psychiatryka...czego nigdy, ale to nigdy im nie wybaczę. Zostałam tam do końca a w 15 urodziny uciekłam. No i...tak jestem tutaj.
 -Już znasz moją historię...nie jest taka kolorowa jak może myślałeś że będzie, ale to moje życie. - wytarłam ręką kilka łez które potoczyły się po moim policzku

-przepraszam..nie wiedziałem- powiedział skruszony
-nic się nie stało...przynajmniej mogłam się komuś wygadać- na mojej twarzy pokazał się wymuszony uśmiech-zazwyczaj inni ludzie mnie olewają...ale dlaczego?! czy ze mną na serio jest coś nie tak?!- rozpłakałam się
Michael przytulił mnie mocno do siebie, a ja dalej wylewałam łzy jak szalona.  
-proszę przestań już płakać...wszystko się ułoży, tylko trzeba w to wierzyć- kołysał mnie delikatnie w ramionach  
-nic nie będzie dobrze...już nigdy...przepraszam, że się tak rozryczałam, załzawiłam ci tylko cała koszulę- oderwałam się od niego i spuściłam głowę w dół  
-nic się nie stało i przestań już przepraszać...oj chodź tu do mnie- przyciągnął mnie znów do siebie i przytulił- cieszę się, że mi zaufałaś i to wszystko powiedziałaś
Gdyby tylko wiedział, że nie mówiłam całej prawdy...

Rozdział 3

-Przecież to jeszcze nie wszystko- zachichotał
-jakbym nie wiedziała- powiedziałam ironicznie i powędrowałam wzdłuż ścieżki.
Cały czas szłam z głową w chodniku. Michael nic nie mówił, więc i ja postanowiłam się na razie nie odzywać. Po 5 minutach znudziło mi się ciągłe patrzenie w dół. Podniosłam głowę i moim oczom ukazały się duże brązowe drzwi, które po chwili otworzyły się przede mną.
-myślałam, że dżentelmeni już wyginęli- nadal miałam kamienną twarz
-no to chyba się myliłaś- spojrzał na mnie
Pokiwałam głową i weszłam do środka tego ogromnego domu.
-Może...chcesz cherbaty, kawy...wody?- zapytał nieśmiało Michael  
-jeśli mogę to..wody- wysiliłam się na uśmiech
-tak, jasne- wyszedł z pomieszczenia
Westchnęłam. Nie wiedziałam zupełnie co ze sobą w tej chwili zrobić. Podeszłam do kominka na którym stały przeróżne fotografie. Na jednej był Michael i pewnie jego cała rodzina...wyglądają na tym zdjęciu na szczęśliwych- pomyślałam.
-widzę, że znalazłaś sobie zajęcie- w drzwiach stał Mike oparty o futrynę
-ja...przepraszam...ja tylko...- zaczęłam wytłumaczać tą niezręczną sytuację ale on mi przerwał
-nie masz za co przepraszać, nic się nie stało. Usiądź- wskazał ręką jasną beżową kanapę- usiadłam Zapadła krótka cisza, którą zdecydowałam się przerwać.
-A więc...po co mnie tu zaprosiłeś? zwykle ludzie nie wpuszczają nieznajomych do domu- zapytałam dziwnie
-Chciałbym cię bliżej poznać...jest w tym coś złego?- zmarszczył brwi
-nie...ale...mnie? co we mnie jest takiego, że chcesz mnie bliżej poznać? to nie realne...ty taka gwiazda..i..i...i co? że, że mnie? pff..- prychnęłam
-bez przesady...jestem normalnym człowiekiem- podparł brodę o rękę
-Jestem Joy Milington, mam 23 lata...moje życie jest głupie, do dupy, pełne bólu i cierpienia...ah...mam wymieniać dalej?- zatrzepotałam złośliwie rzęsami
-jesteś trochę wredna...- poskarżył sie Michael
-masz problem...właściwie to nie wiem dlaczego zgodziłam się to przyjść...powinnam już sobie iść...- wstałam  
-ja naprawdę nie wiem co takiego powiedziałem...ale przepraszam jeśli cię czymś uraziłem, proszę...zostań jeszcze..- podniósł swoją czuprynę i spojrzał na mnie tymi czekoladowymi oczami -nie...to ja przepraszam...już taka jestem...złośliwa, wkurzająca...taka się urodziłam- wzruszyłam ramionami  
-a ja myślę, że jesteś zupełnie inna...- stwierdził
-raz jestem taka, raz taka...nic na to nie poradzę. Ludzie mówią, że jestem ''wybuchowa''- zrobiłam cudzysłów w powietrzu  
-co ty tu masz?- wskazał na mój prawy nadgarstek który w szybkim tępie został zakryty białym swetrem.
-a nie, nic. Kot mnie zadrapał, nic takiego...naprawdę- tego co się stało teraz nie spodziewałam się... Michael złapał mnie za okaleczoną rękę i odsłonił liczne rany. Było ich bardzo dużo...zbyt dużo. -dlaczego?- zapytał  
-życie jest za trudne dla kogoś takiego jak ja...- spuściłam wzrok
-wiesz czym ty ryzykujesz?! życiem ! tak cennym dla wszystkich ludzi ! nie możesz tego robić...rujnujesz sobie życie...- w jego oczach bylo widać troskę
 -jak to jest, że znasz mnie zaledwie kilka godzin..a będziesz mi mówił co mam robić?! ten świat schodzi na psy...- złożyłam ręce na piersiach

Rozdział 2

Podczas drogi w ogóle się nie odzywaliśmy,
Chwilami widziałam jak Michael mi się przyglądał ale potem odwracał wzrok. Dopiero teraz coś sobie uświadomiłam, więc postanowiłam zacząć rozmowe...
-ale nie wziąłeś mnie za psychopatkę, prawda?- zapytałam nieśmiało przygryzając wargę
Po chwili spojrzał na mnie i pokręcił głową
-wcale cię za nią nie wziąłem...powiedziałbym raczej, że jesteś zagubiona, tylko nie wiem dlaczego...- westchnęłam
-cóż...każdy mi to mówi...- uśmiechnęłam się smutno
Chyba nie wiedział co odpowiedzieć, dlatego przez resztę drogi siedzieliśmy już cicho.
Jazda strasznie się dłużyła. Oparłam głowę o szybę samochodu i chyba usnęłam bo nic więcej nie pamietam.
-hej ! Joy...wysiadamy, wstawaj śpiochu!- perlisty śmiech rozbrzmiał się w aucie
-o boże, przepraszam! tak jakoś mi się przysnęło...- ocknęłam się i podrapałam w głowę jak to ja miałam w zwyczaju kiedy się zawsze budziłam.

*perspektywa Michaela*
No to klapa...dlaczego ja nie umiem normalnie rozmawiać z kobietami?! 
Nie mogłem się powstrzymać, żeby na nią nie spojrzeć. Była piękna...i to bardzo. Jej kawowe włosy opadały na jej twarz a grzywka była strasznie rozczochrana co dodawało jej uroku. Do tego te brązowe oczy...
Dopiero po chwili spostrzegłem, że moja towarzyszka śpi sobie w najlepsze. Wyglądała jeszcze piękniej...i tak słodko.
Niestety musiałem ją obudzić gdyż byliśmy już na miejscu.

*wracamy do Joy*
-No nie gadaj, że ty tu mieszkasz?!- otworzyłam buzie ze zdziwienia- no ja wiem, ze ty Jackson jesteś ale kuźwa...taka chałupa?
-ee tam...widziałem większe- tsa...jaki skromniś
-wątpie-stwierdziłam
-no a więc..eghem..zapraszam- ukłonił się lekko
Uśmiechnęłam się i podreptałam przez główną bramę. Nie wyobrażałam sobie, że coś tak pięknego może w ogóle istnieć ! Po lewej stronie ścieżki, rozpościerały się piękne kwiaty które jak na razie jeszcze nie przekwitły. Zaś po prawej stronie stały małe lampki oświetlające drogę. 
A na wprost stał ogromny dom...niczym zamek. 
-jak tu pięknie- zachwycałam się

Rozdział 1

Kochani, zasugerowano mi abym przeniosła wszystkie posty z tamtego bloga tutaj. Wiec jakby coś to 12 rozdział dodam jeszcze raz jak przeniosę wszystkie poprzednie rozdziały. Życzę miłego czytania tym którzy nie widzieli wczesniej mojego bloga i czytają to pierwszy raz ! xoxo
 --------------------------------------------------------------------------------------------------
 Mieliście kiedyś tak, że po prostu chciało Wam się zniknąć? zniknąć i już nie wrócić?
Rzucić się pod pociąg albo skoczyć z mostu? 
Moja głowa zawsze była zaprzątana myślami samobójczymi odkąd skończyłam 10 lat.
Nazywam się Joy, opowiem Wam historię mojego życia, które z przeklętego i złego, zmienia się na pełne szczęścia i miłości.

Los Angeles 1986 rok...

Zapłakana biegłam ile sił w nogach, a łzy leciały po moich bladych policzkach. Co chwile potykałam się o innych ludzi patrzących na mnie z niechęcią.
Kiedy byłam już blisko, moje ręce dotknęły zimnego metalu na którym pozostały jeszcze pojedyńcze
krople deszczu. Powoli i ostrożnie przeszłam przez barierkę mostu, aby spaść w otchłań jeziora.
Zdecydowana chciałam już stawiać kolejny krok, kiedy usłyszałam ten głos...głos który zapamiętam na zawsze...
-nie rób tego!- usłyszałam za moimi plecami
-odejdź ! nie warto zaprzątać sobie mną głowy !- krzyczałam
-daj mi rękę...wciągnę cię!- był bardzo spokojny
-stój tam gdzie stoisz...nie ruszaj się ! bo...bo skocze- zawahałam się
-nie skoczysz...- zaprzeczył moim słowom
-co? skąd możesz to wiedzieć? nie znasz mnie!- prychnęłam
-no cóż...już byś to zrobiła...- odwróciłam głowę w jego stronę
-odejdź mówię ! rozpraszasz mnie !- popatrzyłam znów w jezioro
-nie mogę...jestem świadkiem, jeśli to zrobisz będę musiał skoczyć za tobą- zdjął powoli swoją skórzaną kurtkę
-przecież to głupie..zginiesz- stwierdziłam
-podaj mi rękę...nie skacz- spokojnie bez pośpiechu złapał delikatnie moją zimną dłoń
Nie było nawet chwili żeby mu się przyjrzeć dlatego teraz odwróciłam się w jego stronę i spojrzałam mu prosto w oczy. Ciemne, niczym gorzka czekolada.
-Jestem Michael Jackson- zarumienił się, gdy zobaczył że mu się przyglądam
-Joy Millington- przedstawiłam się
-chodź- jedną ręką objął mnie w pasie aby przedostać na bezpieczną stronę
Moje czarne trampki nie spisały się dobrze, gdyż poślizgnęłam się i gdyby nie Michael na pewno wpadłabym do wody. Zaczęłam piszczeć.
-trzymam cię ! nie bój się !-byłam przerażona
Nie ufałam mu...nie miałam tej pewności, że nie puści mnie.
-posłuchaj...trzymam cię bardzo mocno...nie pozwole ci spaść- spojrzałam na niego z wahaniem
Był bardzo silny, bez problemu przedostałam się na druga stronę barierki. Byłam cała i zdrowa...ale...nie tak to sobie wyobrażałam...
-nie jest ci zimno?- fakt, była jesień i nie było tak ciepło
-nie...wytrzymam- powiedziałam oschle, może aż za bardzo
-przepraszam, że przeszkodziłem ci w zrujnowaniu sobie życia- opuścił głowę w dół
Zrobiło mi się wstyd i strasznie głupio...on mnie uratował, ocalił moje życie a ja mu tak odpowiadam...
-eh...przepraszam...nie jestem przyzwyczajona do tego, że ktoś mi pomaga...-lekko się uśmiechnęłam
-nic sie nie stało. Ale nie rozumiem...dlaczego chciałaś to zrobić?- zapytał i podał mi paczkę chusteczek
-na prawdę chcesz wiedzieć?- wytarłam łzy
-jeżeli mogę wiedzieć...ale nie tutaj, nie przeszkadzałoby ci gdybyśmy poszli do mnie?- zapytał
-tsa...nie. Chyba że jesteś zabójcą albo gwałcicielem to jednak jest problem- zaśmiał się
-spokojnie, nie zjem cię- uśmiechnął się

sobota, 2 maja 2015

Rozdział 12

*Perspektywa Joy*

Ranek już nie był taki sam jak wcześniej. Padało. I to okropnie. Po otworzeniu oczu  usłyszałam tylko głuchą ciszę. Gdzie podziały się te wszystkie cudowne poranne odgłosy ptaków które tak mi się podobały?
Rozejrzałam się i dopiero przypomniałam sobie co się wydarzyło. Westchnęłam ciężko podnosząc się i siadając na łóżku. Czy dobrze zrobiłam? Miałam chwilową burzę w mojej głowie. Wiedziałam, że zraniłam tym Michaela, a on będzie to przeżywał jak nikt ale tak musiało byc, prawda?
Moje rozmyślanie przerwało ciche skrzypnięcie drzwi, zerknęłam w tamtą stronę.
Zza drzwi wyłoniła się blond włosy dziewczyny. Zaraz..jak ona miała na imię? Ok, nieważne.
-No hej!- Lucy posłała mi radosny uśmiech i usiadła obok mnie na łóżku przeczesując włosy
-Ta, cześc- mruknęłam nie będąc chętna za bardzo do rozmowy
-Wybacz, mam lekkiego kaca ale jestem miła i ty też staraj się taka byc- westchnęła i podeszła do okna zamykając je
-Przepraszam, ja nie mam humoru na takie rozmowy, nawet nie wiem dlaczego tu właściwie jestem- stwierdziłam bawiąc się bransoletką na nadgarstku
-Problemy z chłopakiem? Znam to kochana- zaśmiała się perliście i poklepała mnie po ramieniu- co zrobił tym razem?
-On nic, ja owszem ale nie chce o tym rozmawiac, proszę- spojrzałam na nią błagalnie- zjedzmy coś, jestem głodna jak nigdy
-Dobrze, ale mam nadzieję, że umiesz gotowac- spojrzała na mnie- ja zwykle zamawiam bo nie umiem nic zrobic- podrapała się nerwowo po karku
-Coś się wykombinuje- zachichotałam cicho podnosząc się z łóżka

*Perspektywa Michaela*

To już drugi dzień bez niej. I druga noc samotnie. Nadal jej nie znalazłem, chociaż chciałem ze wszystkich sił. A może to ona nie chce byc znaleziona a ja idiota się jej narzucam? Zakochałem się, przyznaje. Pierwszy raz od tak dawna i nie zamierzam się poddac. Ta dziewczyna, choc mała, dawała mi tyle szczęścia jak nikt.
Moja siostra, Janet miała dziś do mnie przyjechac. Nie miałem chęci na żadne spotkania ale nie chcąc sprawiac jej przykrości zgodziłem się. Cierpliwie czekałem stukając nerwowo w blat stołu. Słysząc dzwonek do drzwi podniosłem się, a następnie leniwym krokiem ruszyłem do drzwi w których po otworzeniu ujrzałem moją siostrzyczkę. Uśmiechnąłem się na jej widok i mocno ją przytuliłem. Nie widziałem jej od dłuższego czasu, muszę szczerze przyznac. Wpuściłem ją do środka.
-Michael, opowiadaj co u ciebie! Tęskniłam!- mruknęła szczerze robiąc smutną minę. Cała Janet.
-Ja też tęskniłem- westchnąłem- u mnie nic ciekawego się nie działo- wzruszyłem ramionami obojętnie- a u ciebie?
-W porządku- mruknęła przyglądając mi się- coś nie tak, prawda? Znowu problemy ze zdrowiem?
-Tym razem nie, ale raczej nie przyszłaś tutaj aby słuchac moich zwierzeń- wywróciłem oczami- napijesz się czegoś?
-Poproszę herbaty- uśmiechnęła się do mnie- chętnie cię posłucham, no to która zawróciła ci tak w głowie? Brook? Lily?- siadła przy stole i uniosła brew
-Joy- powiedziałem cicho i niepewnie- nie znasz
-Masz rację, nie kojarzę- zmarszczyła brwi- kto to?
-Naprawdę chcesz tego słuchac? Jest tego dośc dużo- zalałem herbatę i podałem jej kubek
-Opowiadaj braciszku, czuję że to będzie ciekawe- upiła troszkę napoju z kubka i spojrzała na mnie wyczekująco
Opowiedziałem jej wszystko. Wszystko, również ze szczegółami. Jak ją poznałem, i co stało się potem. Jak za nią tęsknię i jak mi jej brakuje. Była w dośc lekkim szoku po całej opowieści ale wiem, że zrozumiała mnie i domyślała się co mogę czuc. Przytuliła mnie mocno obiecując, że wszystko będzie dobrze. A ja jej uwierzyłem. Nie wiedząc, jak bardzo moze się mylic..



piątek, 1 maja 2015

Wyjaśnienia

Hei wszystkim
Ja wiem, znowu nawaliłam. Przepraszam. Ale nauka teraz nieźle daje mi w kośc i nie mam czasu. Zblizają się wakacje i mam już z górki. Spróbuję dodawac notki co tydzien, chyba że coś mi wypadnie to was uprzedzę, tym razem napewno :)
Nową notkę mam zamiar dodac jutro (kontynuacje tamtego opowiadania o Joy i Michaelu)
Zwyczajnie zapomniałam hasła i wszystkich danych potrzebnych do zalogowania się hah.
Przepraszam, i do jutra misie !