wtorek, 5 maja 2015

Rozdział 4

-chcesz wiedzieć wszystko? na pewno?- zapytałam ze wzrokiem skierowanym w podłogę
-jeśli mogłabyś mi powiedzieć...wiem, że prawie się nie znamy ale...- zaczął
-nie...powiem ci wszystko- przerwałam mu a on pokiwał tylko głową
-kiedy się urodziłam, moja matka oddała mnie do domu dziecka...widocznie nie chciała mieć na razie takiego małego brzdąca na głowie. Jak się pewnie domyślasz dorastałam z innymi dziećmi w sierocińcu. Wszędzie te szare ściany, i codziennie to samo. Pewnego dnia, miałam już tego dosyć. Uciekłam kiedy miałam 9 lat. Szwendałam się po ulicach, nie miałam gdzie mieszkać...wtedy pierwszy raz próbowałam popełnić samobójstwo.Dokładnie 20 marca jakaś rodzina znalazła mnie nie przytomną leżącą nad jeziorem...nie mam pojęcia jak się tam znalazłam do dziś. 
Ta rodzina przygarnęła mnie, poznałam tam właśnie moją przyjaciółkę Alison. Byli bardzo mili, wysłali mnie do szkoły i traktowali jak członka rodziny. Wszystko się popsuło kiedy Ali zaginęła. Po roku znaleziono jej ciało...okazało się, że została zamordowana. Był to dla mnie wielki cios...moja jedyna przyjaciółka.
Oczywiście później chodziłam dalej do szkoły, tylko że nie byłam już tą samą osobą. Zaczęłam się ubierać na czarno, zamknęłam się we własnym świecie do którego nikt nie miał dostępu. Byłam przez to wyśmiewana w szkole i w ogóle. Cięłam się coraz częściej, po prostu było mi to potrzebne i nie mogłam już przestać. Było to moją codziennością.
Kiedy moja ''rodzina'' się o tym dowiedziała, wysłali mnie do psychiatryka...czego nigdy, ale to nigdy im nie wybaczę. Zostałam tam do końca a w 15 urodziny uciekłam. No i...tak jestem tutaj.
 -Już znasz moją historię...nie jest taka kolorowa jak może myślałeś że będzie, ale to moje życie. - wytarłam ręką kilka łez które potoczyły się po moim policzku

-przepraszam..nie wiedziałem- powiedział skruszony
-nic się nie stało...przynajmniej mogłam się komuś wygadać- na mojej twarzy pokazał się wymuszony uśmiech-zazwyczaj inni ludzie mnie olewają...ale dlaczego?! czy ze mną na serio jest coś nie tak?!- rozpłakałam się
Michael przytulił mnie mocno do siebie, a ja dalej wylewałam łzy jak szalona.  
-proszę przestań już płakać...wszystko się ułoży, tylko trzeba w to wierzyć- kołysał mnie delikatnie w ramionach  
-nic nie będzie dobrze...już nigdy...przepraszam, że się tak rozryczałam, załzawiłam ci tylko cała koszulę- oderwałam się od niego i spuściłam głowę w dół  
-nic się nie stało i przestań już przepraszać...oj chodź tu do mnie- przyciągnął mnie znów do siebie i przytulił- cieszę się, że mi zaufałaś i to wszystko powiedziałaś
Gdyby tylko wiedział, że nie mówiłam całej prawdy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz