wtorek, 5 maja 2015

Rozdział 3

-Przecież to jeszcze nie wszystko- zachichotał
-jakbym nie wiedziała- powiedziałam ironicznie i powędrowałam wzdłuż ścieżki.
Cały czas szłam z głową w chodniku. Michael nic nie mówił, więc i ja postanowiłam się na razie nie odzywać. Po 5 minutach znudziło mi się ciągłe patrzenie w dół. Podniosłam głowę i moim oczom ukazały się duże brązowe drzwi, które po chwili otworzyły się przede mną.
-myślałam, że dżentelmeni już wyginęli- nadal miałam kamienną twarz
-no to chyba się myliłaś- spojrzał na mnie
Pokiwałam głową i weszłam do środka tego ogromnego domu.
-Może...chcesz cherbaty, kawy...wody?- zapytał nieśmiało Michael  
-jeśli mogę to..wody- wysiliłam się na uśmiech
-tak, jasne- wyszedł z pomieszczenia
Westchnęłam. Nie wiedziałam zupełnie co ze sobą w tej chwili zrobić. Podeszłam do kominka na którym stały przeróżne fotografie. Na jednej był Michael i pewnie jego cała rodzina...wyglądają na tym zdjęciu na szczęśliwych- pomyślałam.
-widzę, że znalazłaś sobie zajęcie- w drzwiach stał Mike oparty o futrynę
-ja...przepraszam...ja tylko...- zaczęłam wytłumaczać tą niezręczną sytuację ale on mi przerwał
-nie masz za co przepraszać, nic się nie stało. Usiądź- wskazał ręką jasną beżową kanapę- usiadłam Zapadła krótka cisza, którą zdecydowałam się przerwać.
-A więc...po co mnie tu zaprosiłeś? zwykle ludzie nie wpuszczają nieznajomych do domu- zapytałam dziwnie
-Chciałbym cię bliżej poznać...jest w tym coś złego?- zmarszczył brwi
-nie...ale...mnie? co we mnie jest takiego, że chcesz mnie bliżej poznać? to nie realne...ty taka gwiazda..i..i...i co? że, że mnie? pff..- prychnęłam
-bez przesady...jestem normalnym człowiekiem- podparł brodę o rękę
-Jestem Joy Milington, mam 23 lata...moje życie jest głupie, do dupy, pełne bólu i cierpienia...ah...mam wymieniać dalej?- zatrzepotałam złośliwie rzęsami
-jesteś trochę wredna...- poskarżył sie Michael
-masz problem...właściwie to nie wiem dlaczego zgodziłam się to przyjść...powinnam już sobie iść...- wstałam  
-ja naprawdę nie wiem co takiego powiedziałem...ale przepraszam jeśli cię czymś uraziłem, proszę...zostań jeszcze..- podniósł swoją czuprynę i spojrzał na mnie tymi czekoladowymi oczami -nie...to ja przepraszam...już taka jestem...złośliwa, wkurzająca...taka się urodziłam- wzruszyłam ramionami  
-a ja myślę, że jesteś zupełnie inna...- stwierdził
-raz jestem taka, raz taka...nic na to nie poradzę. Ludzie mówią, że jestem ''wybuchowa''- zrobiłam cudzysłów w powietrzu  
-co ty tu masz?- wskazał na mój prawy nadgarstek który w szybkim tępie został zakryty białym swetrem.
-a nie, nic. Kot mnie zadrapał, nic takiego...naprawdę- tego co się stało teraz nie spodziewałam się... Michael złapał mnie za okaleczoną rękę i odsłonił liczne rany. Było ich bardzo dużo...zbyt dużo. -dlaczego?- zapytał  
-życie jest za trudne dla kogoś takiego jak ja...- spuściłam wzrok
-wiesz czym ty ryzykujesz?! życiem ! tak cennym dla wszystkich ludzi ! nie możesz tego robić...rujnujesz sobie życie...- w jego oczach bylo widać troskę
 -jak to jest, że znasz mnie zaledwie kilka godzin..a będziesz mi mówił co mam robić?! ten świat schodzi na psy...- złożyłam ręce na piersiach

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz