wtorek, 5 maja 2015

Rozdział 5

Promienie słońca raz po raz muskały moją bladą twarz. Potarłam oczy i jak zawsze z rana nie kontaktowałam.
Uniosłam się do pozycji siedzącej i rozejrzałam się po pokoju. Był bardzo ładny. Ściany pomalowane na kremowy kolor a pościel niesamowicie biała niczym śnieg. Od razu poznałam w jakim miejscu się znajduję. Tylko jak ja się tu znalazłam?
Z ciekawości, wyszłam na duży balkon z widokiem na cały Neverland. Tu jest tak pięknie...w najlepszych snach nie marzyłam żeby się tu kiedyś znaleźć. A jednak jestem tutaj. Wychyliłam się lekko zza barierki, gdy drzwi się otworzyły a stał w nich pan domu. Rozejrzał się po pomieszczeniu, a kiedy jego wzrok mnie wychwycił rzucił się w moją stronę.
-Joy ! co ty robisz?!- w szybkim tempie odciągnął mnie od barierki i mocno przytulił do siebie
-chciałam sprawdzić jaka pogoda...a co myślałeś?- podniosłam zarumienioną twarz
-no...że...a nie ważne- zarumienił się i mnie puścił- przepraszam...
-myślałeś, że skoczę...prawda?- zapytałam obojętnie- nie zaprzeczaj, wiem
-a...jak się czujesz?- zmienił temat
-świetnie- zamrugałam pare razy oczami
- ale tak naprawdę?- zapytał z nadzieją
-tak naprawdę to beznadziejnie- spuściłam wzrok- smutno mi bardzo...tak jest codziennie. Okropnie. Nie wiem co się dzieje, może coś rzeczywiście jest ze mną nie tak? może powinnam umrzeć?
-nawet tak nie mów! mów od raz jeśli coś ci leży na sercu...przy mnie nie musisz udawać szczęśliwej. Możesz się wygadać.- zachęcił mnie- nie powinnaś się ranić...jeszcze całe życie przed tobą
- ale to przerażająco brzmi...- lekko się uśmiechnęłam- zajmuje ci tylko czas. Na pewno masz inne zajęcia niż siedzenie tu nade mną i pocieszanie nie wiadomo po co...to i tak nic nie da.
Michael zbliżył się do mnie i zaczął łaskotać. Najpierw próbowałam zachować powagę, ale potem już nie mogłam wytrzymać ze śmiechu.
- nie smuć się- powiedział Mike patrząc mi w oczy
- nie smucę się...przecież się śmieje...- znów byłam poważna
-widzę że jestes smutna, nawet gdy się śmiejesz i uśmiechasz. Widzę to w twoich oczach...- odgarnął moją ciągle nie układającą się grzywkę z czoła
-Michael?
-tak?
-zrobisz coś dla mnie?- zapytałam z nadzieją wyczuwalną w głosie
-co takiego?
-przytul mnie jeszcze raz...potrzebuję tego właśnie teraz- nie czekając na jego odpowiedź wtuliłam się w niego najmocniej jak umiałam


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz